Kolejną
książką z serii
Na F/Aktach, którą warto przeczytać Od Deski Do Deski jest
„Bestia. Studium Zła”, Magdy Omilianowicz. Autorka uświadamia
nam, że teoria w myśl której tyle samo w nas dobra ile zła w
przypadku „Wampira z Bytowa”, legła w gruzach niczym wszelkie
zasady moralne, których od lat wczesnego dzieciństwa po dziś dzień
Leszek Pękalski nie posiada. Poznając ogrom bestialstwa nie mam w
sobie nic, co choćby w najmniejszym stopniu usprawiedliwiałoby jego
czyny, czy też były czynnikiem łagodzącym wobec tego człowieka.
Jednak warto zastanowić się czy tylko Pękalski jest winny? W
książce poznajemy jego dzieciństwo, gdzie socjalizacja pierwotna
była na zerowym poziomie. Dziecko nie miało wówczas żadnych
wzorów do naśladownictwa – matka, która bardziej od syna
interesowała się butelką wódki, czy ojciec, który się go
wyrzekł, ponieważ był jedynie „wpadką” z kochanką.
Rówieśnicy, którzy wytykali palcem, dziewczyny, które wyśmiewały,
czy najbliższa rodzina, która nie była wsparciem, dla młodego
człowieka, wywarli piętno zła. „...nikomu nie był potrzebny.
Nikt się nim nie interesował, kolegów żadnych nigdy nie miał.
Nie lubili go ludzie”. I tak dzieciak tułał się od przytułku do
przytułku, gdzie szukał miłości, ciepła, zrozumienia, …
dziewczyny, z którą w zamian za jego dobro chciał mieć tylko
seks. Nikt nie wspierał nie rozumiał, a siostra ze szwagrem
okradli, zamiast za zaoszczędzone przez Leszka pieniądze kupić mu
gumową lalę, która mogłaby ochronić tyle ludzkich istnień.
Wówczas bestia miała by swoją lubą, która byłaby ukojeniem dla
jego libido. Dla niego najważniejsze było zaspokojenie popędu, nie
zważał on na konsekwencje swoich czynów. Nie czuł
odpowiedzialności, powagi tego co robił, jakie wyrządzał zło.
Dla niego liczyło się tu i teraz, najważniejsza była chęć
otrzymania spełnienia. Magda Omilianowicz wywołała we mnie również
taką wewnętrzną debatę o zasadności kary śmierci. Pękalski z
każdą zbrodnią czuł się coraz bardziej bezkarny, nieuchwytny, a
wymiar sprawiedliwości rozkładał ręce w bezradności prób
schwytania potwora. „Nikt na niego nie zwracał uwagi, bo nie
rzucał się w oczy. Był jak cień, był przezroczysty”.
Najbardziej druzgocący w tym wszystkim jest fakt, iż mimo
przyznania się do 67 makabrycznych morderstw, polski wymiar
sprawiedliwości skazał Pękalskiego za … jedno. Nie chcę w tym
miejscu wartościować zbrodni, ale jest wiele słów, które cisną
się na język w takim momencie !!! Pozbawiony wszelkich uczuć
potwór nie został skazany na przykład za zabójstwo
trzynastoletniej Małgorzaty, mimo że podczas składania zeznań
podał takie szczegół o których mógł wiedzieć tylko sprawca.
Autorka w swej książce zastanawia się czy „może nasz słownik
jest zbyt ubogi, żeby znaleźć odpowiednie określenie dla kogoś,
kto dopuszcza się takich zbrodni?”. Pani Magdo po lekturze
publikacji, uważam, że żaden leksykon nie zawiera słów, którymi
można opisać przedstawione przez Panią fakty. Dodam również, że
zgadzam się w pełni z Panią, że Pękalski „postępował jak
zwierzę, nie jak człowiek..., że czyny, których się dopuścił,
są mu zupełnie obojętne. Najważniejsze zawsze było i jest jego
dobro. Z kolei Pan Michał Fajbusiewicz ocenia czyny bestii na
chłodno, bez jakichkolwiek emocji, uważając go za maszynę do
zabijania. W 2019 roku Pękalski miał wyjść na wolność. Jednak w
czerwcu tego roku Sąd Okręgowy w Gdańsku podjął decyzję o
osadzeniu skazanego w zamkniętym ośrodku szpitalnym, uznając
Leszka Pękalskiego za niebezpiecznego dla społeczeństwa. Po
przeczytaniu książki Magdy Omilianowicz „Bestia. Studium Zła”,
warto zadać sobie zasadnicze pytanie, z którym drogi czytelniku
zostawiam Cię sam na sam … ?! Zatem może jednak warto zapytać
czym jest zło i czy można je usprawiedliwić trudnym dzieciństwem?
Jak powstaje potwór? Pytania się mnożą a sensownej odpowiedzi
brak ...
wtorek, 22 sierpnia 2017
sobota, 19 sierpnia 2017
Zbrodnia jest kwestią przypadku.
Jednak nie przez
przypadek Wydawnictwo Dolnośląskie ma nosa do twórczości
kryminalno-komediowej Marty Matyszczak, która w drugiej odsłonie
serii „Kryminału Pod Psem”, potwierdza swój nieprzypadkowy lecz
wrodzony talent do pisania kryminałów z „przymrożeniem oka”.
Autorka już w pierwszych stronach „Zbrodni Nad Urwiskiem”,
potwierdza swoje charakterystyczne poczucie humoru, a narracyjny
talent Gucia tak samo jak było w przypadku „Tajemniczej Śmierci
Marianny Biel”, nadal utrzymuje się na najwyższym poziomie. Tym
razem detektyw Szymon Solański wraz ze swym kompanem zabierają nas
w podróż oddaloną o dwa tysiące kilometrów od rodzinnego
Chorzowa prosto na wyspę Inishmore. Kolejny przypadek sprawia, że
spotyka tam Różę Kwiatkowską, z którą nieoczekiwanie ”kontakt”,
urwał się w pierwszej części przygód. Okoliczności w jakich
spotkali się najlepiej trafnie zobrazował w swoim niepowtarzalnym,
ciekawym i humorystycznym stylu czteronożny przyjaciel, który sam z
wrodzonym poczuciem humory mówi o sobie „trzy i pół nożny”.
Bo nie kto inny jak Gucio najlepiej potrafi opisać otaczającą go i
nas czytających rzeczywistość. „Jadłospis zwrócony światu w
nieco naruszonym stanie”, lub porównanie uśmiechu
przypominającego klawiaturę fortepianu to talent narracyjny, który
można przypisać najsłynniejszemu psiemu detektywowi. Z kolei Marta
Matyszczak świetnie wprowadza czytelnika w klimat Irlandii – aurę
tam panującą i mentalność społeczności lokalnej. Już nie tylko
Św. Patryk, trójlistna koniczynka, czy whiskey, która płynie w
żyłach mieszkańców, ale również „Zbrodnia Nad Urwiskiem”,
Marty Matyszczak jest znakiem rozpoznawczym Irlandii. Mimo ciągłych
deszczów, braku słońca autorka potrafi przekonać, by przy
najbliższej okazji wyruszyć szlakiem Gucia i spółki. Dzięki
korespondencji braci Koszyckich możemy również poznać historię
inspirowaną prawdziwymi dziejami dziadka autorki i jego brata,
którzy dzielnie walczyli w czasie II wojny światowej. Zatem
książka Marty Matyszczak to nie tylko kryminalna przygoda z
przymrożeniem oka, ale również lekcja historii, którą warto
poznać. Jednak największą sympatię i uwagę mojego czytelniczego
serca zdobył Gucio, którego niezliczone komentarze, wejdą do
słownika kultowych zwrotów literackich. Jak choćby i ten opisujący
zdobycie pożywienia: „...miałem nadzieję podkraść kiełbasę.
Albo i dwie. Albo i siedem”. Natomiast sympatię wielu czytelników
zdobyła Marta Matyszczak, której styl literacki wciąga a ja mam
nadzieję poczytać kolejną książkę. Albo i dwie. Albo i siedem.
Czego sobie i nam wszystkim życzę, a na kolejne części Kryminału
Pod Psem z niecierpliwością (sz)czekam.
Autorka zdjęć: Tatiana Duda
środa, 16 sierpnia 2017
Książka dla ambitnych, czyli kryminalna historia z historią w tle.
„Powrót
Sowy” Macieja Zarańskiego to naprawdę mocny powieściowy debiut.
Książka ta jest nie tylko kryminałem - wszelakość gatunku
literackiego jest równie bogata jak treść. Można ją określić
jako kryminał przygodowy z elementami historii oraz geograficzną
topografią w tle. Tak tak, czytając powieść Macieja Zarańskiego
poznajemy nie tylko ciekawą, intrygującą i wciągającą do cna
historię będącą fikcją literacką, ale również zapoznajemy się
z historią Kotliny Kłodzkiej – Nowej Rudy oraz topografią tych
terenów. Osoba nie będąca w tych obszarach, dzięki Zarańskiemu
może oczami wyobraźni przechadzać się terenami, w których dzieje
się akcja. Jest to możliwe dzięki wiarygodnym, realnym opisom,
przez co czujemy się jakbyśmy byli w tych miejscach, znali je
osobiście. Książka jest również ciekawą lekcją historii czasów
II wojny światowej, bowiem jej wątki sięgają czasów, gdy władze
niemieckie próbowały prowadzić eksperymenty w tunelach podziemnych
Kotliny Kłodzkiej. Autor zapewnił czytającemu swoisty „jackpot
emocji”, gdy już zdaję się nam, że jesteśmy blisko rozwiązania
zagadki sprzed lat, powracamy retrospekcjami do czasów wstecz, by
ponownie wrócić do teraźniejszości. Główny bohater Adam
Sowiński powraca po latach w rodzinne strony, by rozwikłać zagadkę
tajemniczego zniknięcia sprzed lat, by wytropić samego siebie z
przeszłości. Czy mu się uda? Warto poszukać odpowiedzi na
stronach powieści, gdyż nie tylko poznamy sekrety wojenno-rodzinne
ojca Sowińskiego, ale przeżyjemy ciekawą historię. Wartością
dodaną książki, są ilustracje komiksowe, które odzwierciedlają
kwieciste opisy, bogaty język ekspresji oraz to co czytelnik
wyobraża sobie podczas zgłębiania przygody głównego bohatera.
Książka zawiera również wiele ciekawych sformułowań.
„Austriacki malarz wpadł na kreatywny pomysł i postanowił na
nowo sportretować porządek świata”. Myślę, że każdy z nas
wie kogo autor książki miał na myśli. „Powrót Sowy”, trzyma
w napięciu, a im bliżej końca tym natężenie jest większe –
książkę chce się szybko skończyć, by dojść do sedna
rozwiązania zagadki sprzed lat, jednak gdy już się skończy,
żałuję się, że to już koniec. Jednak nic straconego, bowiem jak
zapewnia Maciej Zarański – „Adam Sowiński powróci w KAT -
kolejnej części cyklu Powrót Sowy”, książki napisanej z pasją
i misją.
środa, 9 sierpnia 2017
Kryminał inny niż wszystkie.
„Zabójcza Podświadomość”, Mary Sue Ann to świadomie zabójczy
debiut Paranormal Crime na wysokim poziomie. Książka z jednej
strony wciska w fotel pod względem akcji, opisu zbrodni,
paranormalnych zdolności młodego Kevina, z drugiej zaś wyciska z
człowieka wiele emocji od poczucia złości wobec zbrodni poprzez
radość wynikającą z relacji chłopca z ludźmi, których próbuje
ustrzec przed złem, aż po uczucie smutku w związku z tragedią z
miłosnym wątkiem w tle. Mary Sue Ann w umiejętny sposób dawkuje
emocje, wprowadzając czytelnika w pełną paletę uczuć. „Zabójcza
Podświadomość”, to pełnokrwisty Paranormal Crime, dla
czytelników o mocnych, stalowych nerwach, trzymający w napięciu do
ostatniej strony. Mary Sue Ann doskonale wprowadza czytelnika we
wszystkie możliwe stany uniesienia. Dzięki autorce możemy przeżyć
radość, smutek, strach, ekscytacje i wiele innych emocji, które
ciężko nazwać, a jedynie można je określić jako paranormalne
właśnie. W książce poraża również poziom zbrodni, które co
prawda są tylko fikcją literacką, jednak niestety świat realny
zna wiele podobnych oraz często brutalniejszych zabójstw. Mary Sue
Ann uświadamia czytelnikowi, że kryminał to nie tylko zbrodnia,
ale autorka w ostatnich dwóch rozdziałach spowodowała, że jest to
pierwszy kryminał po którym łzy cisnęły się do oczu, mimo że
zło zostało zwyciężone. Odkładając książkę uświadamiamy
sobie, ba nawet podejmujemy próbę znalezienia w sobie oraz wokół
nas zdolności o cechach paranormalnych i zadajemy pytanie, czy
zwracając na nie uwagę nasze życie potoczyło by się inaczej, czy
mielibyśmy wpływ na otaczającą nas rzeczywistość? Tego nie wie
nikt… to mieści się tylko w zdolnościach paranormalnych. Być
może po przeczytaniu książki znajdziemy na to odpowiedź. Zalecam
zrobić to jak najszybciej, bowiem, „piasku w klepsydrze, jest
coraz mniej...”
czwartek, 3 sierpnia 2017
Mistrz Mowy Polskiej.
„Ta książka miała
wyglądać zupełnie inaczej. To Andrzej miał opowiedzieć o swojej
pracy, miłości i swoich pasjach, nie jego przyjaciele. Życie
napisało jednak inny scenariusz” - tak Anna Morawska rozpoczyna
książkę, biografię o współtwórcy takich programów
telewizyjnych i radiowych jak Radiokurier, Sygnały Dnia, Zapraszamy
Do Trójki, Teleexpress, 7 Dni Świat. Wydawca Panoramy namówił
Panią Annę do napisania biografii o legendzie telewizji. Pracę nad
tą książka Pani Anna zaczęła z Andrzejem Turskim. „Potoczyło
się inaczej”, ponieważ Pan Andrzej zmarł i autorka uznała, że
bez zgody jego córki, nie będzie kontynuować pisania tej książki.
Pani Anna zadzwoniła więc z propozycją do Urszuli Chincz, która
przystała na propozycję i jak sama mówi „pudło z pamiątkami
zamieniło się w książkę. W tym miejscu muszę dodać, że w
książkę ciekawą, wartą przeczytania. „7 Dni. Świat Andrzeja
Turskiego”, to tytuł zaczerpnięty z jednego z wielu programów,
które Pan Andrzej współtworzył. Książką rozpoczyna się
przedmową córki Urszuli oraz Anny Morawskiej, reporterki Panoramy,
która jest córką telewizyjną Pana Andrzeja, bowiem to on sam
zaprosił ją na praktyki, dzięki którym Pani Anna dostała szansę
pracy w Panoramie. Publikacja zawiera siedem rozdziałów, każdy z
nich to kolejny dzień tygodnia, poświęcony tej dziedzinie sfery
zawodowej i prywatnej Pana Andrzeja, która była najważniejsza w
jego bogatej biografii. Taki sposób opowiadania historii, sprawia,
że każdego dnia poznajemy ciekawe fakty z życia legendy telewizji.
Książka opatrzona jest komentarzami wielu pracowników radia i
telewizji, którzy mieli możliwość współpracowania, ale przede
wszystkim uczenia się warsztatu dziennikarstwa, od człowieka, który
stworzył sztandarowe programy polskiego radia i telewizji. Andrzej
Turski jest nie tylko ojcem wspomnianych programów, ale również
pozwolił zaistnieć w mediach wielu znanym dziś osobistościom.
Książka powinna być obowiązkową lekturą każdego studenta
dziennikarstwa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)