środa, 29 listopada 2017

Szmaragdełkowy wehikuł czasu.


Zauroczony pierwszą częścią przygód „Maliny Cud-Dziewczyny”, nie mogłem przejść obojętnie wobec poznania kolejnych niezwykłych przeżyć sympatycznej uczennicy z najfajniejszej klasy 4c. W drugiej części poznajemy kolejne losy dziesięciolatki z Milanówka, która rozpoczyna czas wakacji. Jak to było w pierwszej części zabawie towarzyszy magiczne szmaragdełko, które niczym wehikuł czasu przerzuca Malinę wraz z jej przyjaciółmi w przeszłość, pełną zagadek i niezapomnianej zabawy. Jednym słowem mamy gwarancję, że Malina i spółka zapewni nam niezły UBAW – Ucząc Bawi, Aktywując Wychowuje. Katarzyna Pakosińska z zawodu polonistka, znakomicie spełnia się w roli autorki bajek dla dzieci... zaraz zaraz dla większych dzieci również. Autorka w świetny i wręcz zręczny sposób wplata w przygody elementy wiedzy, nauki, na którą jest czas w każdym wieku. Książka jest kopalnią ciekawych pytań, łamigłówek, ćwiczeń, zadań. Wspólnie z Maliną możemy sprawdzić znajomość ortografii, wykazać się umiejętnościami rysowania komiksu, czy miny ryby, która dziwi się na widok... a co Wam będę mówił – musicie to przeżyć sami, prawda? Aha a wiecie jak nazywa się kot, który leci, albo mucha bez ucha, czy też jaki jest związek łyżki i jesieni? Nic straconego, też nie wiedziałem, ale dzięki Malinie się dowiedziałem. Ci nieco starsi mogą przypomnieć sobie, a Ci najmłodsi poznać zasadę działania zegara słonecznego, biografię Fryderyka Chopina, czy dowiedzieć się skąd wzięło się imię dla Scoobie Doo. Autorka rewelacyjnie i w ciekawy sposób przekazuje nam wiedzę, na temat kubków smakowych, Nagrody Nobla, czy choćby tłumaczy jak i czy można „zbić z pantałyku”. Oj wiele tego ciekawego znajdziecie w książce koleżanko i kolego, mówię Wam nic straconego, tylko biegnijcie do sklepu z książkami najbliższego, a dzięki Malinie dowiedzie się tego i owego no i przeżyjecie coś niezapomnianego. Mówię Wam to nie chłam – pisząc to nie kłamałem, też tak miałem, gdy ją czytałem to się uśmiałem i ciekawych rzecz dowiedziałem. Zatem moi mili nie traćcie ani chwili i wyruszajcie z Maliną w świat pełen przygód i niezapomnianych wrażeń - „dzięki Malinie czeka Was wspaniała zabawa z największym skarbem, jaki posiadamy, czyli wyobraźnią”. Warto uważnie wczytywać się w przygody dziesięciolatki, bowiem w tekście zaznaczone są literki, które wpisane do krzyżówki na końcu książki łączą się w zdanie, które rozśmiesza Malinę do rozpuku, zresztą każdego z nas, prawda?



niedziela, 26 listopada 2017

Listy nie napisane z podróży życia.


Śpiewa(ła) „Motylem Jestem”. Dodam ze skrzydłami anioła. Biografia „diwy polskiej estrady, ikony polskiej muzyki”, jaką poznałem w książce „Nie Wrócą Te Lata”, pokazuje nam kobietę pełną pasji, którą inspirowała, optymizmu, którym zarażała, nadziei, którą dzieliła oraz wielkich planów, które gdyby nadal żyła realizowałaby z oddaniem i sukcesem. Książka, którą opracowała Mariola Pryzwan, to encyklopedia nie tylko dokonań artystycznych piosenkarki, ale również filozofia życia Ireny Jarockiej, życia bogatego w wiele sukcesów, do których Pani Irena dochodziła swoją ciężką pracą, w zgodzie z własnym dekalogiem, który poznajemy w książce. Artystka pod koniec lat dziewięćdziesiątych zaczęła spisywać swoją autobiografię, którą skończyła w 2007 roku. Jak sama przyznaje, miała potrzebę zapisywania swoich myśli, można powiedzieć złotych. Po dziesięciu latach, dzięki mężowi Michałowi Sobolewskiemu do naszych rąk trafia wartościowa publikacja, która jak przyznała sama piosenkarka, jest nie tylko źródłem wiedzy o niej samej, ale również o ludziach, którzy w „jakiś sposób wpływali na to, że było ono takie, a nie inne”. Książka wzbogacona jest niepowtarzalnym klimatem listów jakie Pani Irena wysyłała do męża. Wyłania się z nich obraz kobiety wrażliwej, delikatnej a zarazem tak silnej w dążeniu do doskonałości w realizowaniu swojej pasji, jaką bez wątpienia jest śpiew. Michał Sobolewski dzieli się z nami nie tylko intymnymi listami pełnymi miłości ich obojga, ale również jego wspomnieniami o kochanej i kochającej żonie, która dla niego „nie była szalikiem, którym można się owinąć, lecz ciepłem, które ogrzewa”. Dla Pana Michała była niczym SEWN – środkiem jego świata. Książka ukazuje życie pełne miłości dwojga ludzi, którzy pomimo częstej rozłąki, potrafili tą miłość pielęgnować, dodając sobie otuchy. Była to miłość pełna oddania, szacunku – Pani Irena w każdym liście odnosiła się do męża z szacunkiem „Najdroższe moje”, „Kochane moje”, „Najsłodsze moje”. Irena Jarocka mogła zrobić ogromną karierę międzynarodową – propozycje z Francji, USA, mogły uczynić ją gwiazdą wielkiego formatu na skalę światową. Niebywały talent, pasja śpiewania otwierały jej drzwi wszędzie tam, gdzie tylko się pojawiła. Jednak sercem zawsze zwrócona była ku Polsce, z której w czasach PRL- u, jak wielu rodzimych artystów musiała wyjeżdżać za ocean. Jednak po powrocie nowa Polska sprawiała wiele trudności ponownego zaistnienia na polskim rynku tłumacząc to „zapotrzebowaniem na powiew nowej, młodej generacji muzycznej”. Jednak zdrowy upór w dążeniu do realizacji swoich pasji zwyciężył i Pani Irena nadal dzieli(ła) się z nami tym, co posiada(ła) najpiękniejsze – delikatny głos. Pani Mariola Pryzwan, która opracowała tą autobiografię, we wstępie pisze, że Irena Jarocka jest jedną „z najjaśniejszych gwiazd polskiej estrady”. Słuchając piosenek Pani Ireny i czytając niniejszą książkę, nie sposób się z nią nie zgodzić. Zgadzam się również z tym, że Irena Jarocka jest zdolną piosenkarką, wrażliwym i skromnym człowiekiem, czemu dowodzą wspomniane pełne ciepła listy. Piosenkarka swoim życiem i twórczością dowiodła temu, że „najszczęśliwszy jest człowiek, który może żyć swoimi pasjami”. Dodatkową wartością książki są przekazane przez Michała Sobolewskiego zdjęcia z prywatnego archiwum Ireny Jarockiej. Fotografie pokazują, jak piękną i urodziwą kobietą była Pani Irena. Magnetyzm wdzięku oraz głosu piosenkarki przyciąga, dzięki czemu na zawsze pozostanie w naszej świadomości. O pamięć o dorobku artystycznym piosenkarki zadbał mąż wraz z córką Moniką Sobolewską, którzy administrują oficjalnej stronie internetowej. Natomiast w 2015 roku powołana została Fundacja Ireny Jarockiej.



poniedziałek, 20 listopada 2017

Zapłatą za grzechy jest śmierć. X XXX.


Max Czornyj maksymalnie napina ścięgna wytrzymałości ludzkiej wyobraźni. Debiutancki „Grzech”, autora przekracza wszelkie granice wrażliwości stawiając ją przed wielką próbą odporności na ogrom okrucieństw, które przeżywają ofiary psychopatycznego mordercy. Książkę czyta się z zapartym tchem – a każda akcja i każde następne morderstwo przeraża okrucieństwem zaciskając na gardle klamrę strachu. Max Czornyj jest kryminalnym odkryciem tego roku, a jego debiutancka książka jest mistrzowsko stworzoną fabułą psychopatycznego mordercy. Autor misternie opisuje okrucieństwa, jak choćby zaszycie ust ofiary poddawanej torturom, której równocześnie podawane są substancje zwiększające ilość tlenu, tak by mogła ona być przytomna i jak najdłużej odczuwać ogrom zadawanego bólu. Samo czytanie przyprawia nas o gęsią skórkę, powoduje, że przeszywa nas dreszcz rożnych emocji, poprzez ból, niesmak wobec „wymyślności” tortur oraz świadomość jak długo człowiek jest w stanie wytrzymać takie cierpienie. „Grzech”, przekracza pewne granice tabu, dotyka bariery wrażliwości. Jedni mogą odczuć odrazę, oburzyć się, pomyśleć „jak tak można?” Inni z kolei powiedzą, przecież to tylko fikcja literacka, wymysł autora, dzięki któremu czytając książkę możemy w opisach zbrodni przejrzeć się niczym w lustrach, które „są jak zwierciadła duszy. Nawet najszlachetniejsze z nich zawierają skazę”. Pytanie – czy mamy odwagę się w nich przejrzeć?, bowiem może się okazać, „że świat zbudowany jest całkowicie na odwrót, niż tego chcemy”. Akcja powieści rozgrywa się w Lublinie, a czoła bezwzględnemu mordercy stara się stawić Brudny Harry – kontrowersyjny komisarz Eryk Deryło. Max Czornyj wprowadził również postać profilera – Miłosza Tracza. Początkowo komisarz sceptycznie patrzy na taką współprace, oceniając profilowanie jak wróżenie z fusów, odbiera po trosze jak przytyk, że jego dotychczasowe metody pracy policyjnej są niedostateczne. Jednak jak to w prawdziwej pracy policyjnej połączenie doświadczenia kryminalnego z wiedzą z zakresu psychologii profilowania może przybliżyć do poznania prawdy i zapobiegnięcia kolejnemu rozlewowi krwi. Czy tak samo będzie i w tym przypadku? Tego nie mogę zdradzić. To byłby grzech!!! Akcja książki przebiega w zawrotnym tempie. Jeszcze nie ochłonęliśmy po szoku poznając sadyzm oprawcy, kiedy znów odkrywamy kolejne zbrodnie i poznajemy następne bestialskie morderstwa dokonane przez psychopatycznego opętanego religijną fobią zwyrodnialca. Książka trzyma w napięciu, bulwersuje, budzi w nas lęki, porywa i przyciąga, kusi, wyzwala wiele emocji – emocji kontrowersyjnych, emocji niechcianych, ale ważnych, gdyż uświadamia nam, że życie to nie tylko białe, ale również czarne – a tylko od nas zależy jakimi barwami będziemy „kolorować”, swoje życie. Tylko my podejmiemy decyzje jak będziemy postępować, czy będziemy żyć zgodnie z własnym sumieniem, i zasadami moralnymi. Dla tych, dla których „Grzech”, to za mało – powstaje „Ofiara”, której debiut już na początku przyszłego roku.



poniedziałek, 13 listopada 2017

Pukając do nieba bram.



Rozmowa jaką przeprowadził Krzysztof Pyzia z członkami jednego z najbardziej rozpoznawalnych kabaretów w Polsce jest nie tylko zapisem historii ich ponad piętnastoletniego doświadczenia scenicznego, ale również dowodem na niegasnące poczucie humoru Neo-Nówki. Sami autorzy przyznają, że książka nie miała się ukazać. Na szczęście się pojawiła i kilka historii z życia kabaretu naświetliła. Śmiem twierdzić, że Pan Krzysztof Pyzia miał nie lada ciężkie zadanie, by ogarnąć, utemperować poczucie humoru trójki przepytywanych. Ale wykazał się tutaj zdolnościami prowadzenia rozmowy z większą ilością „humorzastych”, mężczyzn i nie raz utemperowywał ich niegasnący zapał do psikusów. „Schody do nieba”, prowadzą nas w kulisy powstawania najpopularniejszych skeczy i kreowania postaci już tak znanych i kultowych jak Paciaciakowa czy Wandzia Nierusz z domu Zostaw, a także niezapomniany i bawiący do łez duet Mietka i Cześka. A kto z Was nie pamięta takich skeczy jak Euro 2012, Niebo, Obama i Komorowski czy historię Dobrawy i Mieszka? Pewnie nie raz każdy wracał do tych numerów. Czytając je w książce można powrócić pamięcią do tych zabawnych sytuacji. Czy wiecie, że jeden z członków Kabaretu Paranienormalni rozpoczynał swoja karierę w Neo-Nówce. Kto taki? Czy wiecie jak Neo-Nówka nazywała się zanim była Neo-Nówką? Na te i wiele innych ciekawych pytań odpowiedź znajdziecie właśnie w pełnej humoru książkę Krzysztofa Pyzia, Radosława Bieleckiego, Michała Gawlińskiego i Romana Żurka „Neo-Nówka. Schody Do Nieba”. Książka jest nie tylko obarczona ogromnym poczuciem humoru, lecz także opatrzona wieloma zdjęciami z prywatnego archiwum kabareciarzy. Książką nie jest zwykłą biografią, kolejnym wywiadem-rzeką z kabaretem – jest ciekawą, merytoryczną i pełną humoru rozmową czterech panów, w której my niczym widzowie uczestniczymy i śmiejemy się do rozpuku.



czwartek, 9 listopada 2017

Nazywam się Meyer – Hubert Meyer.


Nazywam się Meyer – Hubert Meyer. Jestem pierwszym profilerem w historii polskiego kryminału, bohaterem trylogii Katarzyny Bondy. Jestem fikcyjną postacią literacką, pierwowzorem Bogdana Lacha – psychologa wykonującego portrety psychologiczne. Początek mojej literackiej historii dał wspomniany psycholog śledczy, który wspiera policję w sprawach kryminalnych jako profiler. Swoją karierę rozpoczął w zakładach karnych, obecnie pracuje w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Pan Bogdan wprowadził w polskiej kryminalistyce pionierskie narzędzie, nową jakość w ściganiu sprawców najcięższych przestępstw. Katarzyna Bonda królowa polskiego kryminału poznała Bogdana Lacha pisząc dziennikarski artykuł, dzięki czemu zrodziła się „Zbrodnia niedoskonała”, książka oparta na autentycznych sprawach kryminalnych. Autorzy udowadniają tym samym, że morderstwo doskonałe nie istnieje, a umiejętności jakie posiada profiler są wartościową wskazówką w pogoni za mordercą. Połączenie zdolności profilowania Bogdana Lacha wraz z talentem pisarskim Katarzyny Bondy, zrodziło Meyera – Huberta Meyera, bohatera pierwszej trylogii w historii polskiego kryminału, gdzie wprowadzono postać śledczego tworzącego portrety psychologiczne. „Sprawa Niny Frank” („Dziewiąta Runa”), „Tylko Martwi Nie Kłamią”, „Florystka”, to książki, w której dociekam prawdy – Kto zabił?



„Sprawa Niny Frank”, wydana również pod tytułem „Dziewiąta Runa”, to pierwsza poważna sprawa w którą się angażuje. Zabójstwo młodej aktorki, podejrzanych wielu, kilka poszlak a ja składam to wszystko niczym puzzle, by uzyskać jeden obraz – portret mordercy. To właśnie ja wydobywam na światło dzienne sekrety z życia gwiazdy szklanego ekranu. Wiejski klimat Mielnika nad Bugiem oraz tok prowadzonej sprawy rozdrapują wspomnienia docierając do mrocznych zakamarków tajemnic. Wartka akcja, którą wprowadziła w moje śledztwo Katarzyna Bonda nie pozwoli Wam odłożyć książki ani na chwilę, a gdy już myślicie, że rozwikłanie zagadki zbrodni jest za rogiem, wówczas wypływają kolejne informacje, które przez wytrawnego profilera nie zostają zbagatelizowane. Dreszcze emocji gwarantowane. Z każda stroną mojego dochodzenia klucz do rozwikłania zagadki jest coraz bliżej, spróbujcie sami dociec prawdy i sprawdźcie czy Wam również uda się złapać morderce – jeśli taki istnieje – jeśli istnieje zbrodnia niedoskonała. Wejdźcie do śledztwa i poznajcie akta pod kryptonimem „Sprawa Niny Frank”.


Druga zbrodnia dokonana została na moim podwórku, w rodzinnych Katowicach. „Tylko Martwi Nie Kłamią”, ukazuje nie tylko historię i klimat stolicy Górnego Śląska, ale również kulisy mojej żmudnej i wciągającej pracy „wewnętrznej rozmowy”, z mordercą barona śmieciowego – Johanna Schmidta. W tej sprawie pomagam mojemu wieloletniemu przyjacielowi podinspektorowi Waldemarowi Szerszeniowi. Wsparciem w moim postępowaniu jest przydzielona mi Weronika Rudy – seksowna, rudowłosa pani prokurator, z którą połączy mnie nie tylko śledztwo. Złożoność akcji powoduje, że powracamy do zbrodni sprzed siedemnastu lat. Świetnie skonstruowana historia to gwarancja, że czytający nie będzie się nudził, a na pewno pozna wiele ciekawych wątków pracy psychologa śledczego, a i wielu z Was może poznać ciekawą i interesującą historię ze Śląskiem w tle. Czy również tym razem uda mi się poskładać brakujące elementy równania uzyskując wynik w postaci schwytania sprawcy przestępstwa? Wejdźcie do śledztwa i poznajcie akta pod kryptonimem „Tylko Martwi Nie Kłamią”.



„Florystka”, to trzecia i ostatnia część moim śledczych dokonań oraz zmagań życiowej walki z samym sobą. Niestety sukcesy zawodowe nie idą w parze z pomyślnością w relacjach damsko-męskich. Po raz kolejny miłość dała mi w kość, a losy życia rzuciły na drugi kraniec Polski. Również i tu profilowanie daje o sobie znać. Początkowo w depresyjnym nastroju ociągałem się z powrotem do pracy śledczej, jednak kreatywność Katarzyny Bondy rzuca mnie w wir pracy. Mimo tytułu nie jest kwieciście, a zbrodnia nie jest ogrodem, lecz dżunglą pełną pytań, w której przechodząc przez chaszcze zagadek, staram się wyplewić zło i zasiać poczucie sprawiedliwość poprzez schwytanie sprawcy kolejnej zbrodni. Pani Katarzyna kwieciście buduje fabułę tej kryminalnej zagadki – przysparzając mi nie lada wyzwania, któremu ambitnie staram się sprostać. Czy moje doświadczenie przy rozwiązywaniu wcześniejszych przestępstw, pomoże rozwikłać mi kunsztownie zawikłany węzeł kryminalny, który z doskonałą precyzją zawiązała autorka trylogii? Wejdźcie do śledztwa i poznajcie akta pod kryptonimem „Florystka”.



Katarzyna Bonda już nic nie musi. Nie musi udowadniać, że jest królową polskiego kryminału. Postać Huberta Meyera to świetnie skomponowana sylwetka profilera, którego do świadomości kryminalnej wprowadziła autorka. Wcześniejsze dwie pierwsze książki to dokument o zbrodniach niedoskonałych i polskich kobietach morderczyniach. Po drodze była też „Maszyna do pisania”, książką, będąca wskazówką dla początkujących pisarzy, a także antologie kryminalne oraz jedna dla dzieci. Trylogia o Hubercie Meyerze to majstersztyk, to zestaw trzech książek do których pewnie nie raz powrócę i będę czytał z takimi samymi wypiekami na twarzy jak za pierwszym razem. Jest wiele w twórczości Pani Bondy za co Ją cenie – pomysłowość, styl pisania, umiejętność trzymania w napięciu aż do ostatniego znaku interpunkcyjnego … ale również to, że ciągle poszukuje, sprawdza, docieka. Przecież autorka mogła nas „karmić”, kolejnymi przygodami Huberta Meyera, odcinając kupony i tworząc dziesiątki książek o kolejnych kryminalnych zagadkach profilera z Katowic. Tak na marginesie, to żałuję, ponieważ polubiłem charyzmatycznego psychologa śledczego. Jednak Katarzyna Bonda zaryzykowała i „poczęstowała”, nas tetralogią, gdzie główną bohaterką jest tym razem profilerka – Sasza Załuska. Cztery Żywioły czyli „Pochłaniacz (Powietrze)”, „Okularnik (Ziemia)”, „Lampiony (Ogień)” oraz „Czerwony Pająk (Woda)”, który ujrzy światło dzienne w 2018 roku, to kolejne dzieła pisarki, które potwierdzają, że podium zarezerwowane jest dla Pani Bondy – Katarzyny Bondy.

P.S. A co by tak, gdyby połączyć wydziały Huberta Meyera i Saszy Załuskiej? Hmm – myślę, że byłby to świetny duet polskiego z Archiwum X.






Autorka zdjęcia: Gosia Turczyńska



środa, 8 listopada 2017

Pisarz ze strzelbą w dłoni.


Mariusz Czubaj napisał „To nie może być debiut”. Panie Mariuszu ja również uważam, że Robert Małecki trzymając w dłoni strzelbę zamiast pióra obala definicje tego słowa. Autor niczym wytrawny pisarz dawkuje nam pełnokrwistą powieść nasiąkniętą akcją począwszy od prologu a na podanym adresie facebookowym skończywszy. Tak jest!!!, bo po lekturze tej książki, jeszcze na długo jesteśmy myślami z Benerem jego żoną, siostrą, byłą dziewczyną czy przyjacielem dziennikarza. Postaci jest tu wiele, są one wyraziste. Jest to zasługa ponadprzeciętnych umiejętności debiutującego autora. Niebywały talent pisarski, którym mnie ujął jest zapewne zasługą warsztatów kreatywnego pisania realizowanych w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu, a także warsztatów organizowanych przez Maszynę Do Pisania. Ma się czasami wrażenie, że autor pisząc o toruńskim dziennikarzu pisze o sobie, zaś opisując sceny walki wręcz pisze o swoich doświadczeniach bokserskich. Może to wynikać, z posiadanej umiejętności rzeczywistego tworzenia fabuły. W rzeczywistości jednak Robert Małecki jest dziennikarzem, natomiast jeśli chodzi o boks... jest on tylko wytworem fikcji literackiej. Pan Robert tworzył to dzieło półtora roku – tyle musieliśmy czekać na kryminał, który na długo pozostaje w pamięci niczym widok lufy, która jest tak blisko, że wydaje nam się że patrzymy w rurę wentylacyjną. Kryminalna gra w którą uwikłał się Bener, nie wiadomo kiedy staje się kolejnym tematem dziennikarskiej kariery, a kiedy przechodzi w prywatne śledztwo, które osacza go do cna. Tempo akcji nie pozwala nam odłożyć książki nawet na sekundę. Z pełną świadomością można ułożyć ją na półce książek na jedną noc i na wiele późniejszych bo jeszcze długo będziecie do niej wracać. Fabuła książki skonstruowana jest idealnie. Układ następujących po sobie zdarzeń powoduje, że nie potrafimy się oderwać od historii toruńskiego dziennikarza, który swą charyzmą, bezkompromisowością staje na równi z kolegą po fachu – Mikaelem Blomkvistem z trylogii Millennium Stiega Larssona. Powieść „Najgorsze dopiero nadejdzie”, jest bogata w wiele realnych opisów, które mrożą krew w żyłach. Sytuacja, gdy główny bohater przesłuchiwany jest poprzez rażenie prądem, powoduje, że czytający czuje w swoich mięśniach płynące ampery. Uczucie to mrozi krew w żyłach, powoduje, że pod wpływem emocji nasze szczęki zaciskają się, a my ściskając nasze kłykcie kibicujemy Benerowi w dociekaniu prawdy. Robert Małecki dozuje nam wszelką paletę uczuć od zatrważających poprzez śmieszne, gdzie autor pisząc o ryzykownym testowaniu granic „wytrzymałości tkanin, które opinały (…) wielki biust i brzuch” przedstawia sylwetkę szefowej, na bardzo emocjonalnych skończywszy. Takim momentem jest przedstawiony rys psychologiczny czekania na zaginioną ukochaną. Bardzo realny i wzruszający był opis sytuacji, gdy Marek Bener biegnie w niemieckim metrze za kobietą łudząco podobną do zaginionej żony. Mistrzostwo zobrazowania tej chwili pozwala nam w pełni współodczuwać emocje bohatera. W powieści autor raz za razem łączy rzeczywistość z fikcją literacką. Przywołuje historię żużlową Torunia, a także przedstawia nam historię z 2006 roku, kiedy to w mieście panowała epidemia ptasiej grypy. Dzięki temu poznajemy prawdziwą historię miasta. Aż ciężko uwierzyć, że „Najgorsze dopiero nadejdzie”, jest debiutem Roberta Małeckiego, a na samą świadomość, że obok mnie leży „Porzuć swój strach”, a w 2018 roku pojawi się trzecia część zatytułowana „Koszmary zasną ostatnie” robię się „Czerwony jak cegła”.