Zauroczony
pierwszą częścią przygód „Maliny Cud-Dziewczyny”, nie mogłem
przejść obojętnie wobec poznania kolejnych niezwykłych przeżyć
sympatycznej uczennicy z najfajniejszej klasy 4c. W drugiej części
poznajemy kolejne losy dziesięciolatki z Milanówka, która
rozpoczyna czas wakacji. Jak to było w pierwszej części zabawie
towarzyszy magiczne szmaragdełko, które niczym wehikuł czasu
przerzuca Malinę wraz z jej przyjaciółmi w przeszłość, pełną
zagadek i niezapomnianej zabawy. Jednym słowem mamy gwarancję, że
Malina i spółka zapewni nam niezły UBAW – Ucząc Bawi, Aktywując
Wychowuje. Katarzyna Pakosińska z zawodu polonistka, znakomicie
spełnia się w roli autorki bajek dla dzieci... zaraz zaraz dla
większych dzieci również. Autorka w świetny i wręcz zręczny
sposób wplata w przygody elementy wiedzy, nauki, na którą jest
czas w każdym wieku. Książka jest kopalnią ciekawych pytań,
łamigłówek, ćwiczeń, zadań. Wspólnie z Maliną możemy
sprawdzić znajomość ortografii, wykazać się umiejętnościami
rysowania komiksu, czy miny ryby, która dziwi się na widok... a co
Wam będę mówił – musicie to przeżyć sami, prawda? Aha a
wiecie jak nazywa się kot, który leci, albo mucha bez ucha, czy też
jaki jest związek łyżki i jesieni? Nic straconego, też nie
wiedziałem, ale dzięki Malinie się dowiedziałem. Ci nieco starsi
mogą przypomnieć sobie, a Ci najmłodsi poznać zasadę działania
zegara słonecznego, biografię Fryderyka Chopina, czy dowiedzieć
się skąd wzięło się imię dla Scoobie Doo. Autorka rewelacyjnie
i w ciekawy sposób przekazuje nam wiedzę, na temat kubków
smakowych, Nagrody Nobla, czy choćby tłumaczy jak i czy można
„zbić z pantałyku”. Oj wiele tego ciekawego znajdziecie w
książce koleżanko i kolego, mówię Wam nic straconego, tylko
biegnijcie do sklepu z książkami najbliższego, a dzięki Malinie
dowiedzie się tego i owego no i przeżyjecie coś niezapomnianego.
Mówię Wam to nie chłam – pisząc to nie kłamałem, też tak
miałem, gdy ją czytałem to się uśmiałem i ciekawych rzecz
dowiedziałem. Zatem moi mili nie traćcie ani chwili i wyruszajcie z
Maliną w świat pełen przygód i niezapomnianych wrażeń - „dzięki
Malinie czeka Was wspaniała zabawa z największym skarbem, jaki
posiadamy, czyli wyobraźnią”. Warto uważnie wczytywać się w
przygody dziesięciolatki, bowiem w tekście zaznaczone są literki,
które wpisane do krzyżówki na końcu książki łączą się w
zdanie, które rozśmiesza Malinę do rozpuku, zresztą każdego z
nas, prawda?
środa, 29 listopada 2017
niedziela, 26 listopada 2017
Listy nie napisane z podróży życia.
Śpiewa(ła)
„Motylem Jestem”. Dodam ze skrzydłami anioła. Biografia „diwy
polskiej estrady, ikony polskiej muzyki”, jaką poznałem w książce
„Nie Wrócą Te Lata”, pokazuje nam kobietę pełną pasji, którą
inspirowała, optymizmu, którym zarażała, nadziei, którą
dzieliła oraz wielkich planów, które gdyby nadal żyła
realizowałaby z oddaniem i sukcesem. Książka, którą opracowała
Mariola Pryzwan, to encyklopedia nie tylko dokonań artystycznych
piosenkarki, ale również filozofia życia Ireny Jarockiej, życia
bogatego w wiele sukcesów, do których Pani Irena dochodziła swoją
ciężką pracą, w zgodzie z własnym dekalogiem, który poznajemy w
książce. Artystka pod koniec lat dziewięćdziesiątych zaczęła
spisywać swoją autobiografię, którą skończyła w 2007 roku. Jak
sama przyznaje, miała potrzebę zapisywania swoich myśli, można
powiedzieć złotych. Po dziesięciu latach, dzięki mężowi
Michałowi Sobolewskiemu do naszych rąk trafia wartościowa
publikacja, która jak przyznała sama piosenkarka, jest nie tylko
źródłem wiedzy o niej samej, ale również o ludziach, którzy w
„jakiś sposób wpływali na to, że było ono takie, a nie inne”.
Książka wzbogacona jest niepowtarzalnym klimatem listów jakie Pani
Irena wysyłała do męża. Wyłania się z nich obraz kobiety
wrażliwej, delikatnej a zarazem tak silnej w dążeniu do
doskonałości w realizowaniu swojej pasji, jaką bez wątpienia jest
śpiew. Michał Sobolewski dzieli się z nami nie tylko intymnymi
listami pełnymi miłości ich obojga, ale również jego
wspomnieniami o kochanej i kochającej żonie, która dla niego „nie
była szalikiem, którym można się owinąć, lecz ciepłem, które
ogrzewa”. Dla Pana Michała była niczym SEWN – środkiem jego
świata. Książka ukazuje życie pełne miłości dwojga ludzi,
którzy pomimo częstej rozłąki, potrafili tą miłość
pielęgnować, dodając sobie otuchy. Była to miłość pełna
oddania, szacunku – Pani Irena w każdym liście odnosiła się do
męża z szacunkiem „Najdroższe moje”, „Kochane moje”,
„Najsłodsze moje”. Irena Jarocka mogła zrobić ogromną karierę
międzynarodową – propozycje z Francji, USA, mogły uczynić ją
gwiazdą wielkiego formatu na skalę światową. Niebywały talent,
pasja śpiewania otwierały jej drzwi wszędzie tam, gdzie tylko się
pojawiła. Jednak sercem zawsze zwrócona była ku Polsce, z której
w czasach PRL- u, jak wielu rodzimych artystów musiała wyjeżdżać
za ocean. Jednak po powrocie nowa Polska sprawiała wiele trudności
ponownego zaistnienia na polskim rynku tłumacząc to
„zapotrzebowaniem na powiew nowej, młodej generacji muzycznej”.
Jednak zdrowy upór w dążeniu do realizacji swoich pasji zwyciężył
i Pani Irena nadal dzieli(ła) się z nami tym, co posiada(ła)
najpiękniejsze – delikatny głos. Pani Mariola Pryzwan, która
opracowała tą autobiografię, we wstępie pisze, że Irena Jarocka
jest jedną „z najjaśniejszych gwiazd polskiej estrady”.
Słuchając piosenek Pani Ireny i czytając niniejszą książkę,
nie sposób się z nią nie zgodzić. Zgadzam się również z tym,
że Irena Jarocka jest zdolną piosenkarką, wrażliwym i skromnym
człowiekiem, czemu dowodzą wspomniane pełne ciepła listy.
Piosenkarka swoim życiem i twórczością dowiodła temu, że
„najszczęśliwszy jest człowiek, który może żyć swoimi
pasjami”. Dodatkową wartością książki są przekazane przez
Michała Sobolewskiego zdjęcia z prywatnego archiwum Ireny
Jarockiej. Fotografie pokazują, jak piękną i urodziwą kobietą
była Pani Irena. Magnetyzm wdzięku oraz głosu piosenkarki
przyciąga, dzięki czemu na zawsze pozostanie w naszej świadomości.
O pamięć o dorobku artystycznym piosenkarki zadbał mąż wraz z
córką Moniką Sobolewską, którzy administrują oficjalnej stronie
internetowej. Natomiast w 2015 roku powołana została Fundacja Ireny
Jarockiej.
poniedziałek, 20 listopada 2017
Zapłatą za grzechy jest śmierć. X XXX.
Max
Czornyj maksymalnie napina ścięgna wytrzymałości ludzkiej
wyobraźni. Debiutancki „Grzech”, autora przekracza wszelkie
granice wrażliwości stawiając ją przed wielką próbą odporności
na ogrom okrucieństw, które przeżywają ofiary psychopatycznego
mordercy. Książkę czyta się z zapartym tchem – a każda akcja i
każde następne morderstwo przeraża okrucieństwem zaciskając na
gardle klamrę strachu. Max Czornyj jest kryminalnym odkryciem tego
roku, a jego debiutancka książka jest mistrzowsko stworzoną
fabułą psychopatycznego mordercy. Autor misternie opisuje
okrucieństwa, jak choćby zaszycie ust ofiary poddawanej torturom,
której równocześnie podawane są substancje zwiększające ilość
tlenu, tak by mogła ona być przytomna i jak najdłużej odczuwać
ogrom zadawanego bólu. Samo czytanie przyprawia nas o gęsią
skórkę, powoduje, że przeszywa nas dreszcz rożnych emocji,
poprzez ból, niesmak wobec „wymyślności” tortur oraz
świadomość jak długo człowiek jest w stanie wytrzymać takie
cierpienie. „Grzech”, przekracza pewne granice tabu, dotyka
bariery wrażliwości. Jedni mogą odczuć odrazę, oburzyć się,
pomyśleć „jak tak można?” Inni z kolei powiedzą, przecież to
tylko fikcja literacka, wymysł autora, dzięki któremu czytając
książkę możemy w opisach zbrodni przejrzeć się niczym w
lustrach, które „są jak zwierciadła duszy. Nawet
najszlachetniejsze z nich zawierają skazę”. Pytanie – czy mamy
odwagę się w nich przejrzeć?, bowiem może się okazać, „że
świat zbudowany jest całkowicie na odwrót, niż tego chcemy”.
Akcja powieści rozgrywa się w Lublinie, a czoła bezwzględnemu
mordercy stara się stawić Brudny Harry – kontrowersyjny komisarz
Eryk Deryło. Max Czornyj wprowadził również postać profilera –
Miłosza Tracza. Początkowo komisarz sceptycznie patrzy na taką
współprace, oceniając profilowanie jak wróżenie z fusów,
odbiera po trosze jak przytyk, że jego dotychczasowe metody pracy
policyjnej są niedostateczne. Jednak jak to w prawdziwej pracy
policyjnej połączenie doświadczenia kryminalnego z wiedzą z
zakresu psychologii profilowania może przybliżyć do poznania
prawdy i zapobiegnięcia kolejnemu rozlewowi krwi. Czy tak samo
będzie i w tym przypadku? Tego nie mogę zdradzić. To byłby
grzech!!! Akcja książki przebiega w zawrotnym tempie. Jeszcze nie
ochłonęliśmy po szoku poznając sadyzm oprawcy, kiedy znów
odkrywamy kolejne zbrodnie i poznajemy następne bestialskie
morderstwa dokonane przez psychopatycznego opętanego religijną
fobią zwyrodnialca. Książka trzyma w napięciu, bulwersuje, budzi
w nas lęki, porywa i przyciąga, kusi, wyzwala wiele emocji –
emocji kontrowersyjnych, emocji niechcianych, ale ważnych, gdyż
uświadamia nam, że życie to nie tylko białe, ale również czarne
– a tylko od nas zależy jakimi barwami będziemy „kolorować”,
swoje życie. Tylko my podejmiemy decyzje jak będziemy postępować,
czy będziemy żyć zgodnie z własnym sumieniem, i zasadami moralnymi.
Dla tych, dla których „Grzech”, to za mało – powstaje
„Ofiara”, której debiut już na początku przyszłego roku.
poniedziałek, 13 listopada 2017
Pukając do nieba bram.
Rozmowa
jaką przeprowadził Krzysztof Pyzia z członkami jednego z najbardziej
rozpoznawalnych kabaretów w Polsce jest nie tylko zapisem historii ich ponad piętnastoletniego
doświadczenia scenicznego, ale również dowodem na niegasnące poczucie humoru
Neo-Nówki. Sami autorzy przyznają, że książka nie miała się ukazać. Na
szczęście się pojawiła i kilka historii z życia kabaretu naświetliła. Śmiem
twierdzić, że Pan Krzysztof Pyzia miał nie lada ciężkie zadanie, by ogarnąć,
utemperować poczucie humoru trójki przepytywanych. Ale wykazał się tutaj
zdolnościami prowadzenia rozmowy z większą ilością „humorzastych”, mężczyzn i
nie raz utemperowywał ich niegasnący zapał do psikusów. „Schody do nieba”,
prowadzą nas w kulisy powstawania najpopularniejszych skeczy i kreowania
postaci już tak znanych i kultowych jak Paciaciakowa czy Wandzia Nierusz z domu
Zostaw, a także niezapomniany i bawiący do łez duet Mietka i Cześka. A kto z
Was nie pamięta takich skeczy jak Euro 2012, Niebo, Obama i Komorowski czy
historię Dobrawy i Mieszka? Pewnie nie raz każdy wracał do tych numerów.
Czytając je w książce można powrócić pamięcią do tych zabawnych sytuacji. Czy
wiecie, że jeden z członków Kabaretu Paranienormalni rozpoczynał swoja karierę
w Neo-Nówce. Kto taki? Czy wiecie jak Neo-Nówka nazywała się zanim była
Neo-Nówką? Na te i wiele innych ciekawych pytań odpowiedź znajdziecie właśnie w
pełnej humoru książkę Krzysztofa Pyzia, Radosława Bieleckiego, Michała
Gawlińskiego i Romana Żurka „Neo-Nówka. Schody Do Nieba”. Książka jest nie
tylko obarczona ogromnym poczuciem humoru, lecz także opatrzona wieloma
zdjęciami z prywatnego archiwum kabareciarzy. Książką nie jest zwykłą
biografią, kolejnym wywiadem-rzeką z kabaretem – jest ciekawą, merytoryczną i
pełną humoru rozmową czterech panów, w której my niczym widzowie uczestniczymy
i śmiejemy się do rozpuku.
czwartek, 9 listopada 2017
Nazywam się Meyer – Hubert Meyer.
Nazywam
się Meyer – Hubert Meyer. Jestem pierwszym profilerem w historii
polskiego kryminału, bohaterem trylogii Katarzyny Bondy. Jestem
fikcyjną postacią literacką, pierwowzorem Bogdana Lacha –
psychologa wykonującego portrety psychologiczne. Początek mojej
literackiej historii dał wspomniany psycholog śledczy, który
wspiera policję w sprawach kryminalnych jako profiler. Swoją
karierę rozpoczął w zakładach karnych, obecnie pracuje w
Komendzie Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Pan Bogdan wprowadził
w polskiej kryminalistyce pionierskie narzędzie, nową jakość w
ściganiu sprawców najcięższych przestępstw. Katarzyna Bonda
królowa polskiego kryminału poznała Bogdana Lacha pisząc
dziennikarski artykuł, dzięki czemu zrodziła się „Zbrodnia
niedoskonała”, książka oparta na autentycznych sprawach
kryminalnych. Autorzy udowadniają tym samym, że morderstwo
doskonałe nie istnieje, a umiejętności jakie posiada profiler są
wartościową wskazówką w pogoni za mordercą. Połączenie
zdolności profilowania Bogdana Lacha wraz z talentem pisarskim
Katarzyny Bondy, zrodziło Meyera – Huberta Meyera, bohatera
pierwszej trylogii w historii polskiego kryminału, gdzie wprowadzono
postać śledczego tworzącego portrety psychologiczne. „Sprawa
Niny Frank” („Dziewiąta Runa”), „Tylko Martwi Nie Kłamią”,
„Florystka”, to książki, w której dociekam prawdy – Kto
zabił?
„Sprawa
Niny Frank”, wydana również pod tytułem „Dziewiąta Runa”,
to pierwsza poważna sprawa w którą się angażuje. Zabójstwo
młodej aktorki, podejrzanych wielu, kilka poszlak a ja składam to
wszystko niczym puzzle, by uzyskać jeden obraz – portret mordercy.
To właśnie ja wydobywam na światło dzienne sekrety z życia
gwiazdy szklanego ekranu. Wiejski klimat Mielnika nad Bugiem oraz tok
prowadzonej sprawy rozdrapują wspomnienia docierając do mrocznych
zakamarków tajemnic. Wartka akcja, którą wprowadziła w moje
śledztwo Katarzyna Bonda nie pozwoli Wam odłożyć książki ani na
chwilę, a gdy już myślicie, że rozwikłanie zagadki zbrodni jest
za rogiem, wówczas wypływają kolejne informacje, które przez
wytrawnego profilera nie zostają zbagatelizowane. Dreszcze emocji
gwarantowane. Z każda stroną mojego dochodzenia klucz do
rozwikłania zagadki jest coraz bliżej, spróbujcie sami dociec
prawdy i sprawdźcie czy Wam również uda się złapać morderce –
jeśli taki istnieje – jeśli istnieje zbrodnia niedoskonała.
Wejdźcie do śledztwa i poznajcie akta pod kryptonimem „Sprawa
Niny Frank”.
Druga
zbrodnia dokonana została na moim podwórku, w rodzinnych
Katowicach. „Tylko Martwi Nie Kłamią”, ukazuje nie tylko
historię i klimat stolicy Górnego Śląska, ale również kulisy
mojej żmudnej i wciągającej pracy „wewnętrznej rozmowy”, z
mordercą barona śmieciowego – Johanna Schmidta. W tej sprawie
pomagam mojemu wieloletniemu przyjacielowi podinspektorowi
Waldemarowi Szerszeniowi. Wsparciem w moim postępowaniu jest
przydzielona mi Weronika Rudy – seksowna, rudowłosa pani
prokurator, z którą połączy mnie nie tylko śledztwo. Złożoność
akcji powoduje, że powracamy do zbrodni sprzed siedemnastu lat.
Świetnie skonstruowana historia to gwarancja, że czytający nie
będzie się nudził, a na pewno pozna wiele ciekawych wątków pracy
psychologa śledczego, a i wielu z Was może poznać ciekawą i
interesującą historię ze Śląskiem w tle. Czy również tym razem
uda mi się poskładać brakujące elementy równania uzyskując
wynik w postaci schwytania sprawcy przestępstwa? Wejdźcie do
śledztwa i poznajcie akta pod kryptonimem „Tylko Martwi Nie
Kłamią”.
„Florystka”,
to trzecia i ostatnia część moim śledczych dokonań oraz zmagań
życiowej walki z samym sobą. Niestety sukcesy
zawodowe nie idą w parze z pomyślnością w relacjach
damsko-męskich. Po raz kolejny miłość dała mi w kość, a losy
życia rzuciły na drugi kraniec Polski. Również i tu profilowanie
daje o sobie znać. Początkowo w depresyjnym nastroju ociągałem
się z powrotem do pracy śledczej, jednak kreatywność Katarzyny
Bondy rzuca mnie w wir pracy. Mimo tytułu nie jest kwieciście, a
zbrodnia nie jest ogrodem, lecz dżunglą pełną pytań, w której
przechodząc przez chaszcze zagadek, staram się wyplewić zło i
zasiać poczucie sprawiedliwość poprzez schwytanie sprawcy kolejnej
zbrodni. Pani Katarzyna kwieciście buduje fabułę tej kryminalnej
zagadki – przysparzając mi nie lada wyzwania, któremu ambitnie
staram się sprostać. Czy moje doświadczenie przy rozwiązywaniu
wcześniejszych przestępstw, pomoże rozwikłać mi kunsztownie
zawikłany węzeł kryminalny, który z doskonałą precyzją
zawiązała autorka trylogii? Wejdźcie do śledztwa i poznajcie akta
pod kryptonimem „Florystka”.
Katarzyna
Bonda już nic nie musi. Nie musi udowadniać, że jest królową
polskiego kryminału. Postać Huberta Meyera to świetnie
skomponowana sylwetka profilera, którego do świadomości
kryminalnej wprowadziła autorka. Wcześniejsze dwie pierwsze książki
to dokument o zbrodniach niedoskonałych i polskich kobietach
morderczyniach. Po drodze była też „Maszyna do pisania”,
książką, będąca wskazówką dla początkujących pisarzy, a
także antologie kryminalne oraz jedna dla dzieci. Trylogia o
Hubercie Meyerze to majstersztyk, to zestaw trzech książek do
których pewnie nie raz powrócę i będę czytał z takimi samymi
wypiekami na twarzy jak za pierwszym razem. Jest wiele w twórczości
Pani Bondy za co Ją cenie – pomysłowość, styl pisania,
umiejętność trzymania w napięciu aż do ostatniego znaku
interpunkcyjnego … ale również to, że ciągle poszukuje,
sprawdza, docieka. Przecież autorka mogła nas „karmić”,
kolejnymi przygodami Huberta Meyera, odcinając kupony i tworząc
dziesiątki książek o kolejnych kryminalnych zagadkach profilera z
Katowic. Tak na marginesie, to żałuję, ponieważ polubiłem
charyzmatycznego psychologa śledczego. Jednak Katarzyna Bonda
zaryzykowała i „poczęstowała”, nas tetralogią, gdzie główną
bohaterką jest tym razem profilerka – Sasza Załuska. Cztery
Żywioły czyli „Pochłaniacz (Powietrze)”, „Okularnik
(Ziemia)”, „Lampiony (Ogień)” oraz „Czerwony Pająk (Woda)”,
który ujrzy światło dzienne w 2018 roku, to kolejne dzieła
pisarki, które potwierdzają, że podium zarezerwowane jest dla Pani
Bondy – Katarzyny Bondy.
P.S.
A co by tak, gdyby połączyć wydziały Huberta Meyera i Saszy
Załuskiej? Hmm – myślę, że byłby to świetny duet polskiego z
Archiwum X.
Autorka
zdjęcia: Gosia Turczyńska
środa, 8 listopada 2017
Pisarz ze strzelbą w dłoni.
Mariusz Czubaj napisał
„To nie może być debiut”. Panie Mariuszu ja również uważam,
że Robert Małecki trzymając w dłoni strzelbę zamiast pióra
obala definicje tego słowa. Autor niczym wytrawny pisarz dawkuje nam
pełnokrwistą powieść nasiąkniętą akcją począwszy od prologu
a na podanym adresie facebookowym skończywszy. Tak jest!!!, bo po
lekturze tej książki, jeszcze na długo jesteśmy myślami z
Benerem jego żoną, siostrą, byłą dziewczyną czy przyjacielem
dziennikarza. Postaci jest tu wiele, są one wyraziste. Jest to
zasługa ponadprzeciętnych umiejętności debiutującego autora.
Niebywały talent pisarski, którym mnie ujął jest zapewne zasługą
warsztatów kreatywnego pisania realizowanych w ramach
Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu, a także
warsztatów organizowanych przez Maszynę Do Pisania. Ma się czasami
wrażenie, że autor pisząc o toruńskim dziennikarzu pisze o sobie,
zaś opisując sceny walki wręcz pisze o swoich doświadczeniach
bokserskich. Może to wynikać, z posiadanej umiejętności
rzeczywistego tworzenia fabuły. W rzeczywistości jednak Robert
Małecki jest dziennikarzem, natomiast jeśli chodzi o boks... jest
on tylko wytworem fikcji literackiej. Pan Robert tworzył to dzieło
półtora roku – tyle musieliśmy czekać na kryminał, który na
długo pozostaje w pamięci niczym widok lufy, która jest tak
blisko, że wydaje nam się że patrzymy w rurę wentylacyjną.
Kryminalna gra w którą uwikłał się Bener, nie wiadomo kiedy
staje się kolejnym tematem dziennikarskiej kariery, a kiedy
przechodzi w prywatne śledztwo, które osacza go do cna. Tempo akcji
nie pozwala nam odłożyć książki nawet na sekundę. Z pełną
świadomością można ułożyć ją na półce książek na jedną
noc i na wiele późniejszych bo jeszcze długo będziecie do niej
wracać. Fabuła książki skonstruowana jest idealnie. Układ
następujących po sobie zdarzeń powoduje, że nie potrafimy się
oderwać od historii toruńskiego dziennikarza, który swą charyzmą,
bezkompromisowością staje na równi z kolegą po fachu – Mikaelem
Blomkvistem z trylogii Millennium Stiega Larssona. Powieść
„Najgorsze dopiero nadejdzie”, jest bogata w wiele realnych
opisów, które mrożą krew w żyłach. Sytuacja, gdy główny
bohater przesłuchiwany jest poprzez rażenie prądem, powoduje, że
czytający czuje w swoich mięśniach płynące ampery. Uczucie to
mrozi krew w żyłach, powoduje, że pod wpływem emocji nasze
szczęki zaciskają się, a my ściskając nasze kłykcie kibicujemy
Benerowi w dociekaniu prawdy. Robert Małecki dozuje nam wszelką
paletę uczuć od zatrważających poprzez śmieszne, gdzie autor
pisząc o ryzykownym testowaniu granic „wytrzymałości tkanin,
które opinały (…) wielki biust i brzuch” przedstawia sylwetkę
szefowej, na bardzo emocjonalnych skończywszy. Takim momentem jest
przedstawiony rys psychologiczny czekania na zaginioną ukochaną.
Bardzo realny i wzruszający był opis sytuacji, gdy Marek Bener
biegnie w niemieckim metrze za kobietą łudząco podobną do
zaginionej żony. Mistrzostwo zobrazowania tej chwili pozwala nam w
pełni współodczuwać emocje bohatera. W powieści autor raz za
razem łączy rzeczywistość z fikcją literacką. Przywołuje
historię żużlową Torunia, a także przedstawia nam historię z
2006 roku, kiedy to w mieście panowała epidemia ptasiej grypy.
Dzięki temu poznajemy prawdziwą historię miasta. Aż ciężko
uwierzyć, że „Najgorsze dopiero nadejdzie”, jest debiutem
Roberta Małeckiego, a na samą świadomość, że obok mnie leży
„Porzuć swój strach”, a w 2018 roku pojawi się trzecia część
zatytułowana „Koszmary zasną ostatnie” robię się „Czerwony
jak cegła”.
Subskrybuj:
Posty (Atom)