piątek, 26 stycznia 2018

Dziesiątego każdego miesiąca.

Mówi się, że książki nie poznaje się po okładce. Piotr Borlik zdaje się łamać ten stereotyp. Oprawa wizualna książki idzie w parze z wartością zawartą na jej stronach. Misternie skrojona intryga owiana nutą grozy debiutującego autora to świetna lektura dla każdego, kto lubi się bać. „Teatr Lalek”, to zdecydowanie dzieło dla miłośników emocji spod znaku Halloween. Uwagę czytelnika przykuwa opis tajemniczej intrygi, której poddany jest Konrad Małecki – psycholog prowadzący prywatny gabinet, który doświadczony traumatycznymi przeżyciami „dorobił się sporego poletka siwych włosów na skroniach”. Całe jego życie zmienia położenie o 180 stopni. Piotr Borlik umiejętnie rysuje fabułę, a bieg wydarzeń zadaje pytanie, kim jest główny bohater – ofiarą, a może katem. Książka ujmuje realistycznymi opisami, które zdają się wprowadzać w mistyczny krajobraz, gdzie prym wiodą siły nadprzyrodzone. A czego boimy się najbardziej? Nie tego co realne, lecz to co jest ponad nami, nieosiągalne, niezauważalne, poza naszą kontrolą. To właśnie uczucie grozy wywołują w nas magiczne siły, a nam nie pozostaje nic innego jak walczyć z tajemną mocą, po której nie wiemy czego możemy się spodziewać. I takie właśnie emocje, buduje Piotr Borlik, który niczym doświadczony krawiec, przyodziewa nasze uczucia w szaty grozy, strachu i paniki okraszone krwawymi scenami, które przykuwają naszą uwagę wdzierając się swoimi szponami w najdalsze zakamarki naszej pamięci. „Teatr Lalek”, Piotra Borlika to w pełni krwisty horror, radziłbym czytać go bez konieczności wychodzenia z pokoju, bowiem wyobraźnia wystawiona na taką próbę, może płatać różne figle, a czyhające za plecami cienie...sami wiecie!!!, ponieważ drzemiące za drzwiami demony nie pozwolą zapomnieć o tym czego doświadczył Konrad Małecki. Książką od początku do końca przykuwa naszą uwagę, wdziera się szponami w każdy zakamarek ludzkiego umysłu. Piotr Borlik należy do grupy tych pisarzy, których debiuty zaskakują, ujmują dojrzałością – aż strach się bać, gdy autor, niczym okładkowa sowa rozwinie swoje skrzydła i oplecie swoich czytelników uczuciem grozy, spod której nie będzie już ucieczki. Myślę, że miłośnicy krwawych horrorów znajdą w „Teatrze Lalek”, swoje miejsce, a Piotr Borlik dzięki temu debiutowi już na stałe zasiądzie w loży cenionych pisarzy tego gatunku. 

wtorek, 23 stycznia 2018

Spodziewaj się niespodziewanego, czyli POWTÓRKA debiutu.

Czy można debiutować dwukrotnie? Otóż tak. Na polskim rynku wydawniczym Marcel Woźniak dał się poznać biografią - „Biografia Leopolda Tyrmanda. Moja śmierć będzie taka jak moje życie”. Natomiast „Powtórka”, to tak naprawdę druga książka autora, będąca zarazem prozatorskim debiutem w świecie powieści kryminalnej. Czytając tę książkę niejednokrotnie zastanawiałem się – czy można debiutować w tak świetnym stylu. Marcel Woźniak pokazał, że można, pytanie czy można czymś więcej zaskoczyć, bowiem tą książką wzniósł się na wyżyny. Autor intryguje od pierwszych stron dając czytelnikowi do zrozumienia, że „wydarzenia przedstawione w książce mają charakter fikcyjny. I nie mają go jednocześnie”. Inteligentnie spleciona kryminalna fabuła opisująca cztery dni z życia Torunia, a przede wszystkim świeżo emerytowanego Leona Brodzkiego, nie pozwalają zasnąć trzymając w napięciu niczym najlepsza hollywoodzka produkcja. Detektyw z sekcji kryminalnej ma nie lada orzech do zgryzienia, bowiem musi stawić czoła demonom z przeszłości i stanąć oko w oko w konfrontacji ze złem, które jest wynikiem błędów sprzed lat. Marcel Woźniak żongluje emocjami, gdzie możemy poczuć gniew, podryw adrenaliny a nawet smutek i żal za losy bohaterów. Autor umiejętnie dawkuje emocje, których amplituda wznosi się na wyżyny nie pozwalając opaść ani na chwilę, a ekscytacja sięga zenitu każąc nam spodziewać się niespodziewanego. W powieści Marcela Woźniaka czuć powiew świeżości, pomysłu na coś nowego w polskim kryminale, coś co zapewne nie jest tylko Mgnieniem chwili, ale prowadzić nas będzie w Otchłań, której będziemy chcieli nieprzerwanie doświadczać – powtarzać niczym mantrę. Sam autor przyznaje, że natchnieniem do jego twórczości są dzieła Leopolda Tyrmanda. W „Powtórce”, kilkakrotnie nawiązuje do pierwszej książki kryminalnej napisanej w powojennej Polsce. To właśnie książka Pana Woźniaka skusiła mnie do nabycia kryminału „Zły”. Czy moja decyzja była zła? – myślę, że opierając się na słowie Pana Marcela lektura „Złego”, będzie dobrą decyzją. Słowa uznania należą się autorowi również za stworzenie barwnych postaci – nie ma tu tylko dobrego, nieskazitelnego policjanta. Na życiorysie Leona Brodzkiego widnieje wiele rys, zadr, jednak mimo to budzi on we mnie pozytywne odczucia. Wszystkie postacie są barwne i pomimo wielu różnic każdej z nich, czytelnik może darzyć je jednakową sympatią. W „Powtórce”, ujął mnie również język, soczyste męskie słownictwo, które dodaje autentyczności. Książka Marcela Woźniaka jest jedną z tych, które świetnie, rewelacyjnie się czyta, natomiast ciężko się recenzuje, bowiem wyrażenie swojej opinii na jej temat w tak krótkich słowach wymaga nie lada umiejętności, gdyż każda z czterystu pięćdziesięciu dziewięciu stron zasługuje na uznanie, a niezmiernie trudno jest przytoczyć ich siłę rażenia na jednej. Na koniec mogę dodać, że zazdroszczę Toruniowi tak zdolnych pisarzy jakimi są Marcel Woźniak i Robert Małecki. Dzięki tym Panom Toruń to Hollywood Polskiego Kryminału. Dlaczego? Myślę, że ten, kto poznał twórczość tych Panów, wie co mam na myśli!!! Prawda? Prawda!!!


P.S. Ciekawe kto jest właścicielem numeru 511 867 571. Próbowaliście to sprawdzić?!

niedziela, 21 stycznia 2018

Męska rozmowa o terrorystach w … Polsce.

Krzysztof Pyzia i Jerzy Dziewulski w drugiej książce „Jerzy Dziewulski o terrorystach w Polsce”, rzucają światło na fakty mrożące krew w żyłach. Były milicjant i antyterrorysta w szczerej rozmowie z dziennikarzem dzieli się z nami swoją wiedzą, która jest wynikiem czterdziestoletniego doświadczenia w walce z zamachowcami. Książka szokuje, jest czymś w rodzaju terapii szokowej. Dlatego też nie powinniśmy jej odkładać na półce, a wręcz przeciwnie warto zapoznać się z jej treścią, bowiem otwiera ona oczy, wyostrza czujność, by każdego dnia być maksymalnie uważnym. Autorzy tej publikacji nie chcą nas zastraszać, jednak uświadamiają nam, że „zamachu terrorystycznego nie da się uniknąć... możemy tylko ograniczyć straty”, a w obecnych czasach jego forma ma najgorszą postać, bowiem nie mówimy już o terroryzmie politycznym, gdzie zamachowiec walczy o idee polityczne, chce zdobyć określone terytorium. Jak przyznaje Pan Jerzy, obecny terroryzm ma podłoże religijne – a jest to najgorsza z najgorszych sytuacji, gdzie zamachowiec nie negocjuje, gdyż obłąkany fanatyzmem jest gotów zginąć w imię „Allah Abrah”. Rozmówca Pana Krzysztofa dzieli się z nami nie tylko wiedzą na temat relacji polskich elit politycznych z „topowymi” terrorystami lat osiemdziesiątych, ale również przekazuje wiedzę jak walczyć z aktami terroryzmu - trzeba się wcielić w rolę terrorysty, poznać jego techniki, cele, styl życia. Panowie od pierwszej strony w mocnym męskim języku podejmują istotę tematu. Szok, niedowierzanie, przecieranie oczu, to wszystko towarzyszyło mi podczas czytania tej książki. Kto by pomyślał, że Bin Laden lat osiemdziesiątych, niejaki Abu Nidal mieszkał w Polsce, a Warszawa i Poznań to największe skupisko światowych terrorystów. Ówczesne władze w imię spokoju zastosowały ochronny parasol wobec zamachowców, tworząc im azyl. Abu Daouda, palestyński ekstremista przez lata znalazł schronienie bawiąc na warszawskich salonach. Jerzy Dziewulski dzieli się z nami informacją na temat polskiego wywiadu, który współpracował z Szakalem – Ramirezem Sanchezem, który odpowiedzialny był za zorganizowanie wybuchu w siedzibie Radia Wolna Europa. Polskie władze dozbrajały również siatki terrorystyczne. W książce znajdziemy nie tylko fakty, które jeżą włos na głowie, ale zapoznajemy się z bogatą biografią Jerzego Dziewulskiego. Pan Jerzy zawsze był dla mnie człowiekiem, którego ceniłem, a wystąpienia w programach telewizyjnych były zawsze uznawane jako wypowiedzi fachowca w podejmowanej dziedzinie. I to za sprawą Krzysztofa Pyzi, który jak zwykle z pełnym profesjonalizmem przeprowadził rozmowę moje zdanie na temat Dziewulskiego nie zostało zachwiane, a potwierdziło, że Pan Jerzy jest fachowcem w swojej dziedzinie. Doświadczenie jakie posiada może być dla nas cenną wartością. A dodatkową wartością książki są zdjęcia, które jasno dowodzą informacjom jakimi dzieli się z nami Jerzy Dziewulski. Obok wspomnianych fotografii zawarte są również ciekawe informacje, ze świata polskiego show-bussinesu. Poznajemy fakty związane z katastrofą samolotu na pokładzie, którego zginęła Anna Jantar, a także dowiadujemy się o szczegółach porwania statku M/s Achill Lauro, którym płynęła Małgorzata Potocka oraz Wojciech Gąsowski. Książka niczym idealnie skonstruowana bomba, naszpikowana jest sensacyjnymi informacjami, po których nic nie jest już takie samo jak kiedyś. Muszę przyznać, że recenzja tej książki nie oddaje w pełni wartości tego co przekazują nam jej autorzy, bowiem chcąc w pełni przedstawić walory tej publikacji musiałbym ją całą zacytować, dlatego warto udać się do najbliższej księgarni. A ja korzystając z okazji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka oraz Panom - Krzysztofowi Pyzi i Jerzemu Dziewulskiemu za świetną książkę wraz z dedykacją.


wtorek, 16 stycznia 2018

Słoneczne Odcienie Jesieni.


Z czym kojarzy się Wam Jesień? Mnie od kilku dni z Magdaleną Majcher, a dokładniej z pierwszą częścią powieści „Wszystkie Pory Uczuć. Jesień”. Co więcej dzięki tej książce, ta pora roku nabiera dodatkowych kolorytów, tworząc wyjątkowy klimat, który można znaleźć między wersami zawartymi w tej wyjątkowej książce. Pani Magdalena bez wątpienia tworzy świetne historie, będące stricte literaturą kobiecą. Jednak bez chwili zastanowienia polecam tę powieść nie tylko płci pięknej, lecz adresuję ją również mężczyznom, by wiedzieli jakich błędów nie popełniać w relacjach, związkach z kobietami. Dzięki tej książce każdy z mężczyzn może łatwiej zrozumieć kobiety i co bardzo ważne, może uniknąć popełniania błędów, których nie unikał Andrzej - mąż głównej bohaterki Hani. Magdalena Majcher przykuwa uwagę czytelnika filozofią życia, której przyświeca myśl „nie żałuj tego co minęło, dostrzegaj te dobre,a nie złe strony”. Autorka zdaje się przez to powiedzieć nam, byśmy każdego dnia wyciskali z życia, to co najlepsze. Pierwsza część cyklu powieści poruszających ważne życiowe tematy jest skarbnicą ważnych wskazówek, które dla każdego z nas mogą stanowić bogatą naukę. Pani Magdalena niczym z rękawa sypie mądrymi radami. Główna bohaterką całe swoje dzieciństwo spędziła w domu dziecka – zapomniana przez własną matkę samodzielnie stawiała kroki w dorosłe życie. Najbliższym wsparciem była dla niej przyjaciółka Joanna oraz Monika, której losy życiowe nie poskąpiły przeciwności losu. Jedynie Pani Róża – dyrektorka domu dziecka, była dla Hani jak i pozostałych dzieci ostoją w smutkach i pokrzepieniem na trudny czas. Książka dotyka bardzo ważnego tematu jakim jest samotność opuszczonych dzieci. Autorka uświadamia czytelnikowi, że dzieci z tak zwanego bidula może rzeczywiście nie umieją okazywać wdzięczności no bo i skąd mieli czerpać wzorce, ale mimo wszystko każde z nich czuje tę wdzięczność, nie potrafi jedynie tego wyrazić. Magdalena Majcher w książce „Wszystkie Pory Uczuć. Jesień”, wywołała we mnie wewnętrzny dialog, wzbudziła zastanowienie się nad kwestią, w której Hania poradziła sobie, choć była ona dla niej niełatwą decyzją. Główna bohaterka dzięki pomocy Renaty odnalazła swoją biologiczną matkę. Czy jednak potrafiła jej wybaczyć i zechciała przyjąć ją do swojego bezpiecznego świata? To zapewne ciężka decyzja dla każdego, kto w rzeczywistym świecie boryka się z tym trudnym problemem. Czy każdy z nas znajdując się na miejscu Hani pomógłby swoim rodzicom, skoro przed laty zostawili nas samych w domu dziecka i nie martwili się o nasz los? To pytanie pozostawiam bez odpowiedzi, bowiem odpowiedź na ten dylemat zawarta jest w pierwszej z czterech części. Autorka podejmuje nie tylko temat opuszczonych dzieci. W książce tej poznajemy wiele ważnych życiowych wątków, jak choćby problemy, z którymi boryka się współczesna młodzież, czy też dzięki historii Joanny autorka uświadamia nas, że po nieszczęśliwej miłości można odzyskać harmonię i upragnione szczęście. Z kolei doświadczenie Andrzeja, uświadamia nam, że warto doceniać tu i teraz to co się ma, gdyż można to stracić, a wówczas może być za późno na to by móc to docenić. Książka mając w podtytule Jesień – porę roku kojarzącą się z deszczem, chłodem – otula nas swoim ciepłem, nadzieją na lepsze jutro. A już jutro właśnie – 17 stycznia 2018 roku do polskich księgarń trafia druga część wciągającej powieści Magdaleny Majcher „Wszystkie Pory Uczuć. Zima”.


czwartek, 11 stycznia 2018

Kim Jest Wampir?

Kim jest Wampir? Czy człowiekiem-bestią mordercą kobiet, czy może jednak ofiarą, której ówczesne władze potrzebowały dla sukcesu propagandy, czy też odwetem za gwałt na bratanicy Edwarda Gierka. Przemysław Semczuk w książce „Wampir z Zagłębia”, krok po kroku analizuje historię najtrudniejszego śledztwa PRL, które przez siedem lat stawiało na nogi najwyższe organa władzy, a społeczeństwo żyło w poczuciu lęku i bezradności. Czy skazanie wampira na karę śmierci, którą wykonano w lipcu 1975 roku dało poczucie bezpieczeństwa i sprawiedliwości. Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi, bowiem niebawem atakuje Frankenstein, który po części fascynował się procesem Zdzisława Marchwickiego okrzykniętego Wampirem z Zagłębia. Przemysław Semczuk rzetelnie ilustruje czytelnikowi nie tylko obraz samego Marchwickiego okrzykniętego mianem Wampira, ale ukazuje całe tło wokół skazanego. Książka nie daje jednoznacznej odpowiedzi na pytanie – kim jest Wampir?, czy jest nim skazany? Jednak autor ukazuje również fakty, które pozwalają poddawać w wątpliwość wyrok wymiaru sprawiedliwości. Autor nie krytykuje, nie ocenia pracy śledczych, jednak wiarygodnie przedstawia fakty takimi jakie są, tak by każdy czytający mógł wykrystalizować swoją własną opinię. Pan Przemysław nie narzuca toku rozumowania odbiorcy książki, nie podaje na tacy, ale daje do myślenia każdemu z nas – czy aby właściwa osoba zawisła na stryczku. Zdzisław Marchwicki nie musi koniecznie być wampirem, a może został ofiarą wampira – presji politycznej i społecznego zapotrzebowania na schwytanie przestępcy. Wokół tej sprawy jest wiele znaków zapytania, które niczym wykrzyknik domagają się sprawiedliwości. Autor książki pokazuje nam również, że cały proces schwytania i sądzenia był mistyfikacją, a dowody przedstawiane w czasie procesu były manipulowane. Dosyć często wśród samych milicjantów dochodziło do głosów przeciwnych, jednak i oni byli odsuwani od sprawy. Jak już wspomniałem Przemysław Semczuk nie ocenia, nie wyrokuje o słuszności wymierzonej kary, a obiektywnie przedstawia fakty, w której to my czytelnicy możemy wyrobić sobie opinię na temat kryminalnej karty czasów PRL. Książka „Wampir z Zagłębia”, to kolejna bogata publikacja Przemysława Semczuka, która po raz wtóry jest wyrazem rzetelnej, pieczołowitej pracy dziennikarskiej, w której czuć ogrom włożonego serca autora. Trzymając w ręku tę książkę, możemy mieć pewność, że jesteśmy w posiadaniu interesującej wiedzy, która nie daje jednoznacznych odpowiedzi na nurtujące nas pytania, lecz jest ona kopalnią faktów i wydarzeń bogato ilustrujących najtrudniejsze śledztwo w historii polskich organów ścigania, które elektryzowało całą Polskę.

środa, 3 stycznia 2018

Dwóch ludzi w jednym ciele.

Przemysław Semczuk to klasa sama w sobie. Z twórczością tego autora po raz pierwszy spotkałem się czytając książkę „Maluch. Biografia”. Następna książka z całkiem innej bajki „Wampir z Zagłębia”, spowodowała, że nazwisko Semczuk już na stałe wpisało się w czołówkę najbardziej szanowanych i docenianych przeze mnie autorów. Gdy na polskim rynku wydawniczym pojawiła się książką o bliźniaczej tematyce – pomyślałem, czy się przyjmie, czy czytelnik po raz wtóry będzie chciał poznawać historię kolejnego seryjnego mordercy kobiet. Dzięki książce „Kryptonim Frankenstein”, okazało się, że Pan Przemysław nie tylko jest genialnym pisarzem, ale udowodnił, że swoją wnikliwą pracą dokumentalisty potrafi obronić kolejny napisany przez siebie tytuł. Dlatego też nie mogło być inaczej, bym nie nabył trzech wcześniejszych książek, które wyszły spod pióra Przemysława Semczuka. O niektóre z tych tytułów, było trudno. To w sumie nie dziwi, bowiem każdy wytrawny czytelnik powinien zapoznać się z tą literaturą, każdy koneser dobrej książki powinien na swych półkach posiadać dorobek pisarski z najwyższej półki. Konikiem pisarskim tego autora jest historia Polski okresu komunistycznego, a Jego pasją odkrywanie największych tajemnic w dziejach polskiej kryminalistyki. „Zatajone Katastrofy PRL”, „Czarna Wołga. Kryminalna Historia PRL” oraz „Magiczne Dwudziestolecie”, to kolejne trzy tytuły, które dopełniają moją biblioteczkę oznaczoną S jak Semczuk. A z tego co mi wiadomo, to nie koniec, bowiem Pan Przemysław kończy prace nad kolejną książką... .
Zatem nie pozostaje nam nic innego jak otworzyć pierwsze strony najnowszej książki „Kryptonim Frankenstein”, książki, która jak żadna inna wzbudziła we mnie tyle emocji – targała nimi niczym najsilniejsze tornado, gdyż opisane są w niej prawdziwe wydarzenia rozgrywające się w miejscach, które znam z dzieciństwa, gdzie dorastałem. Jedna z opisanych zbrodni miała miejsce w wieżowcu, w którym jako mały chłopak wraz z rówieśnikami bawiliśmy się w wyścigi windami albo, gdzie obok w piaskownicy bawiłem się w tak zwanego „noża”.

Od pierwszych stron „Kryptonim Frankenstein” powracamy do historii sprzed lat, której świadkiem był Joachim Knychała – cieśla z kopalni Radzionków. Nazywany przez babkę „polskim bękartem”, brał nawet udział w rozprawie sądowej Zdzisława Marchwickiego. Czy zatem „Wampir z Zagłębia”, był motorem, inspiracją dla Knychały? Czy może jednak to więzienie zmieniło Joachima, do którego trafił za gwałt zbiorowy, którego jednak nie dokonał? Czy jednak nienawiść do kobiet jaką wykazywał była pochodną traumatycznych przeżyć serwowanych przez babkę i matkę młodego wówczas chłopaka? Myślę, że odpowiedź nie jest jednoznaczna, że wszystko co po drodze „zbierał”, doświadczał Frankenstein jest wykładnią jego morderczych zachowań. Czy to jednak jest usprawiedliwieniem? Warto zapoznać się z zbeletryzowaną historią Knychały, opartą na wnikliwej i pieczołowitej pracy dokumentalisty.
Życie pisze różne scenariusze, a scenariusz tej książki to samo życie. „Muszą mnie powiesić, bo jak stąd wyjdę, to znowu to zrobię” - takimi słowami Knychała sam dla siebie domagał się kary śmierci za czyny, które popełnił. Podczas rozprawy wykluczono u niego chorobę psychiczną, uznano, że podczas dokonywania zbrodni był świadomy swoich czynów. Zachowanie mordercy przed dokonaniem zbrodni dyktowane było chęcią zagłuszenia krzyków z przeszłości, wrzasków, którymi nadawcami były kobiety jego życia. Dlatego też to kobiety stawały się jego ofiarami, bowiem wyrządzając im krzywdy próbował zdusić demony, które w niego wstępowały. Joachim Knychała w dorosłym życiu wiódł spokojne życie – pracował w kopalni jako cieśla, był przykładnym mężem oraz ojcem dwójki dzieci. Jednak impuls wywołany alkoholem oraz traumatycznymi wspomnieniami budził w nim demoniczne postawy, niszcząc życie jego, jego rodziny oraz rodzin jego ofiar. Czy zatem tylko morderca jest winien – czy może jednak babka i matka, które w pierwszym etapie socjalizacji zgwałciły u młodego Achima wszelkie postawy człowieczeństwa? Być może tych zbrodni można by uniknąć. Sam Knychała w rozmowach podkreślał, że „było dwóch ludzi w jednym ciele”, - a podczas wywiadu, który Przemysław Semczuk przytacza w książce, Joachim, Teresie Kabat jak na spowiedzi przyznaje: „Tak, był jeden Joachim, dobry ojciec i mąż, dobry kolega, chętnie wszystkim pomagający, i drugi Joachim – zbrodniarz. Można nie wierzyć, ale w każdym człowieku tkwi zło i dobro. W moim przypadku zostałem zdominowany przez zło”. Na koniec dodaje „Nie mam zamiaru, jak to jest powszechnie praktykowane, prosić Sąd o łaskę. Poproszę o karę śmierci”. Podczas przesłuchania na milicji, Knychała dziękował również za schwytanie, gdyż było ono kresem jego cierpienia i mógł zrzucić z siebie brzemię męki. Historia opisana w książce to tragedia i ofiar(y) i kata – to historia, którą warto poznać, która sygnowana jest piórem „Semczuk”, co gwarantuje bardzo dobrą literaturę opartą na wnikliwej, rzetelnej pracy profesjonalisty. Historia sprzed lat przeplatana jest z dygresjami z teraźniejszości, opisującymi to w jaki sposób autor doszukiwał się prawdy o tamtych czasach. Kunszt pracy pisarza widać na każdej stronie, gdzie nie tylko poznajemy zbrodniarza, ale autor książki niczym wytrawny malarz maluje przed nami obraz robotniczego Śląska w latach PRL. Dodatkowo z kartograficzną dokładnością ilustruje  mapę komunikacji miejskiej śląskiej aglomeracji. Autor nie przeszedł obojętnie nawet wobec takiego wątku, bowiem sprawa Knychały przybrała również pseudonim „Szóstka”. A dlaczego? Zapraszam do lektury książki – to właśnie w niej znajdziecie odpowiedź nie tylko na to pytanie, ale poznacie historię życia „dwóch ludzi w jednym ciele”.