Przemysław
Semczuk to klasa sama w sobie. Z twórczością tego autora po raz pierwszy
spotkałem się czytając książkę „Maluch. Biografia”. Następna książka z całkiem
innej bajki „Wampir z Zagłębia”, spowodowała, że nazwisko Semczuk już na stałe
wpisało się w
czołówkę najbardziej szanowanych i docenianych przeze mnie autorów. Gdy na
polskim rynku wydawniczym pojawiła się książką o bliźniaczej tematyce –
pomyślałem, czy się przyjmie, czy czytelnik po raz wtóry będzie chciał poznawać
historię kolejnego seryjnego mordercy kobiet. Dzięki książce „Kryptonim
Frankenstein”, okazało się, że Pan Przemysław nie tylko jest genialnym
pisarzem, ale udowodnił, że swoją wnikliwą pracą dokumentalisty potrafi obronić
kolejny napisany przez siebie tytuł. Dlatego też nie mogło być inaczej, bym nie
nabył trzech wcześniejszych książek, które wyszły spod pióra Przemysława
Semczuka. O niektóre z tych tytułów,
było trudno. To w sumie nie dziwi, bowiem każdy wytrawny czytelnik powinien
zapoznać się z tą literaturą, każdy koneser dobrej książki powinien na swych półkach posiadać
dorobek pisarski z najwyższej półki. Konikiem pisarskim tego autora jest
historia Polski okresu komunistycznego, a Jego pasją odkrywanie największych
tajemnic w dziejach polskiej kryminalistyki. „Zatajone Katastrofy PRL”, „Czarna
Wołga. Kryminalna Historia PRL” oraz „Magiczne Dwudziestolecie”, to kolejne
trzy tytuły, które dopełniają moją biblioteczkę oznaczoną S jak Semczuk. A z
tego co mi wiadomo, to nie koniec, bowiem Pan Przemysław kończy prace nad
kolejną książką... .
Zatem
nie pozostaje nam nic innego jak otworzyć pierwsze strony najnowszej książki
„Kryptonim Frankenstein”, książki, która jak żadna inna wzbudziła we mnie
tyle emocji – targała nimi niczym najsilniejsze tornado, gdyż opisane są w niej
prawdziwe wydarzenia rozgrywające się w miejscach, które znam z dzieciństwa,
gdzie dorastałem. Jedna z opisanych zbrodni miała miejsce w wieżowcu, w którym
jako mały chłopak wraz z rówieśnikami bawiliśmy się w wyścigi windami albo,
gdzie obok w piaskownicy bawiłem się w tak zwanego „noża”.
Od
pierwszych stron „Kryptonim Frankenstein” powracamy do historii sprzed lat,
której świadkiem był Joachim Knychała – cieśla z kopalni Radzionków. Nazywany
przez babkę „polskim bękartem”, brał nawet udział w rozprawie sądowej Zdzisława
Marchwickiego. Czy zatem „Wampir z Zagłębia”, był motorem, inspiracją dla
Knychały? Czy może jednak to więzienie zmieniło Joachima, do którego trafił za gwałt zbiorowy,
którego jednak nie dokonał? Czy jednak nienawiść do kobiet jaką wykazywał była
pochodną traumatycznych przeżyć serwowanych przez babkę i matkę młodego wówczas
chłopaka? Myślę, że odpowiedź nie jest jednoznaczna, że wszystko co po drodze
„zbierał”, doświadczał Frankenstein jest wykładnią jego morderczych zachowań.
Czy to jednak jest usprawiedliwieniem? Warto zapoznać się z zbeletryzowaną
historią Knychały, opartą na wnikliwej i pieczołowitej pracy dokumentalisty.
Życie
pisze różne scenariusze, a scenariusz tej książki to samo życie. „Muszą mnie
powiesić, bo jak stąd wyjdę, to znowu to zrobię” - takimi słowami Knychała sam
dla siebie domagał się kary śmierci za czyny, które popełnił. Podczas rozprawy
wykluczono u niego chorobę psychiczną, uznano, że podczas dokonywania zbrodni
był świadomy swoich czynów. Zachowanie mordercy przed dokonaniem zbrodni
dyktowane było chęcią zagłuszenia krzyków z przeszłości, wrzasków, którymi
nadawcami były kobiety jego życia. Dlatego też to kobiety stawały się jego
ofiarami, bowiem wyrządzając im krzywdy próbował zdusić demony, które w niego
wstępowały. Joachim Knychała w dorosłym życiu wiódł spokojne życie – pracował w
kopalni jako cieśla, był przykładnym mężem oraz ojcem dwójki dzieci. Jednak
impuls wywołany alkoholem oraz traumatycznymi wspomnieniami budził w nim
demoniczne postawy, niszcząc życie jego, jego rodziny oraz rodzin jego ofiar.
Czy zatem tylko morderca jest winien – czy może jednak babka i matka, które w
pierwszym etapie socjalizacji zgwałciły u młodego Achima wszelkie postawy
człowieczeństwa? Być może tych zbrodni można by uniknąć. Sam Knychała w
rozmowach podkreślał, że „było dwóch ludzi w jednym ciele”, - a podczas wywiadu, który
Przemysław Semczuk przytacza w książce, Joachim, Teresie Kabat jak na spowiedzi
przyznaje: „Tak, był jeden Joachim, dobry ojciec i mąż, dobry kolega, chętnie
wszystkim pomagający, i drugi Joachim – zbrodniarz. Można nie wierzyć, ale w każdym człowieku tkwi
zło i dobro. W moim przypadku zostałem zdominowany przez zło”. Na koniec dodaje
„Nie mam zamiaru, jak to jest powszechnie praktykowane, prosić Sąd o łaskę.
Poproszę o karę śmierci”. Podczas przesłuchania na milicji, Knychała dziękował
również za schwytanie, gdyż było ono kresem jego cierpienia i mógł zrzucić z
siebie brzemię męki. Historia opisana w książce to tragedia i ofiar(y) i kata –
to historia, którą warto poznać, która sygnowana jest piórem „Semczuk”, co
gwarantuje bardzo dobrą literaturę opartą na wnikliwej, rzetelnej pracy
profesjonalisty. Historia sprzed lat przeplatana jest z dygresjami z
teraźniejszości, opisującymi to w jaki sposób autor doszukiwał się prawdy o
tamtych czasach. Kunszt pracy pisarza widać na każdej stronie, gdzie nie tylko
poznajemy zbrodniarza, ale autor książki niczym wytrawny malarz maluje przed
nami obraz robotniczego Śląska w latach PRL. Dodatkowo z kartograficzną
dokładnością ilustruje mapę komunikacji
miejskiej śląskiej aglomeracji. Autor nie przeszedł obojętnie nawet wobec
takiego wątku, bowiem sprawa Knychały przybrała również pseudonim
„Szóstka”. A
dlaczego? Zapraszam do lektury książki – to właśnie w niej znajdziecie
odpowiedź nie tylko na to pytanie, ale poznacie historię życia „dwóch ludzi w
jednym ciele”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz