Okładka debiutanckiej powieści kryminalnej Pawła
Ślusarczyka przykuwa uwagę w każdym calu. Tak samo jest z treścią „Mrocznej
Tajemnicy Bieszczad”. Powieści tej nie można zakwalifikować tylko i wyłącznie
do gatunku kryminalnego. Dzieje się tak między innymi dlatego, że autor serwuje
nam pikantne wątki erotyczne okraszone nutką humoru. Na pewno każdy miłośnik
kryminału, erotyku i dobrego humoru znajdzie w tej historii jakąś cząstkę
siebie. Powieść to ciekawie utkana fabuła, wyraziste postacie, a to wszystko w
tle historii w którą chcemy brnąć. Lesko w którym dzieje się akcja książki,
dotychczas kojarzyło mi się z latami młodości, gdy byłem w tym urokliwym
mieście na wakacjach. Dziś dzięki autorowi przywodzi na myśl powieść, którą
warto przeczytać, a sprzyjający temu okres wakacyjny podkręci atmosferę
świetnej lektury. Książka bogata jest w wiele intrygujących wątków, których
mianownikiem wspólnym jest tajemnicze morderstwo młodej Diany Borek.
Autor umiejętnie komponuje fabułę, trzymając
nas w napięciu oczekiwania na rozwiązanie zagadki zbrodni. Wszelkie tropy
jakimi podążamy na każdej ze stron mogą wskazywać na kilku sprawców zbrodni. Nie
ma tutaj prędkiej i jednoznacznej odpowiedzi na pytanie – kto zabił? Chęć
poznania personaliów mordercy pchnie nas do przewracania kolejnych stron. Autor
umiejętnie osadził tło powieści w klimacie górskim. Czuć tu nie tylko powiem
halnego, lecz również zauważalna jest gwara Bieszczad, której jesteśmy
świadkami chociażby przy okazji przesłuchania Jarosława Boguckiego. Paweł
Ślusarczyk wykazał się umiejętnością budowania nastroju kompozycji powieści,
dodając do niej nie tylko wątki kryminalne, lecz przemyślane i budzące zmysły
opisy erotyczne.
Taka pikanteria na pewno dodaje uroku powieści, podsyca
czytelnicze doznania, powodując, że nie puścimy tej książki nie tylko do
ostatniej strony, lecz również do ostatniego tchu. Takie połączenie świetnie
się sprawdza i jest dla mnie strzałem w dziesiątkę. Jest również dowodem na to,
że autor jest w stanie odnaleźć się w kilku gatunkach nie szufladkując się
tylko i wyłącznie w jednych ramach literackich. Autor miał ciekawy pomysł na
wciągającą powieść i go obronił. Książka fascynuje zawiłością intrygi,
specyficznym klimatem akcji, która jest efektem nieszablonowego podejścia twórcy
do komponowania fabuły. Książka budzi wiele emocji, a jej niepowtarzalny klimat
elektryzuje trzymając nas w napięciu, któremu nie chcemy stawiać oporu, lecz
zamierzamy brnąć natężając swoją ciekawość do rozwikłania zagadki „Mrocznej
Tajemnicy Bieszczad”. Pan Paweł bez wątpienia wykazał się umiejętnością
pisania, tworzenia ciekawych historii, które warto poznać, przeżyć i
niejednokrotnie powracać we wspomnieniach świetnej, wartościowej i wciągającej
lektury, podczas której, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że Lesko jawi się nam
jako miasteczko Twin Peaks. Amerykanie mają swojego Marka Frosta i Davida
Lyncha, a my mamy to wszystko w jednej osobie Pawła Ślusarczyka. „Mroczna Tajemnica Bieszczad” to debiut literacki autora. Na tyle udany,
że nie będzie tajemnicą, jeśli powiem, że z niecierpliwością i wypiekami na
twarzy czekam na kolejną powieść. I jestem pewien, że nie jestem odosobniony w
tej opinii i wyczekiwaniu. Tak już na zakończenie serdecznie dziękuję Pawłowi
Ślusarczykowi za świetną książkę wraz z dedykacją. Zapewniam, że zapach bieszczadzkich zagadek towarzyszył mi przez cały
czas czytania i jest ze mną nadal na myśl o wspomnieniach wyjątkowej przygody z
książką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz