Mówi
się, że książki nie poznaje się po okładce. Piotr Borlik zdaje
się łamać ten stereotyp. Oprawa wizualna książki idzie w parze z
wartością zawartą na jej stronach. Misternie skrojona intryga
owiana nutą grozy debiutującego autora to świetna lektura dla
każdego, kto lubi się bać. „Teatr Lalek”, to zdecydowanie
dzieło dla miłośników emocji spod znaku Halloween. Uwagę
czytelnika przykuwa opis tajemniczej intrygi, której poddany jest
Konrad Małecki – psycholog prowadzący prywatny gabinet, który
doświadczony traumatycznymi przeżyciami „dorobił się sporego
poletka siwych włosów na skroniach”. Całe jego życie zmienia
położenie o 180 stopni. Piotr Borlik umiejętnie rysuje fabułę, a
bieg wydarzeń zadaje pytanie, kim jest główny bohater – ofiarą,
a może katem. Książka ujmuje realistycznymi opisami, które zdają
się wprowadzać w mistyczny krajobraz, gdzie prym wiodą siły
nadprzyrodzone. A czego boimy się najbardziej? Nie tego co realne,
lecz to co jest ponad nami, nieosiągalne, niezauważalne, poza naszą
kontrolą. To właśnie uczucie grozy wywołują w nas magiczne siły,
a nam nie pozostaje nic innego jak walczyć z tajemną mocą, po
której nie wiemy czego możemy się spodziewać. I takie właśnie
emocje, buduje Piotr Borlik, który niczym doświadczony krawiec,
przyodziewa nasze uczucia w szaty grozy, strachu i paniki okraszone
krwawymi scenami, które przykuwają naszą uwagę wdzierając się
swoimi szponami w najdalsze zakamarki naszej pamięci. „Teatr
Lalek”, Piotra Borlika to w pełni krwisty horror, radziłbym
czytać go bez konieczności wychodzenia z pokoju, bowiem wyobraźnia
wystawiona na taką próbę, może płatać różne figle, a
czyhające za plecami cienie...sami wiecie!!!, ponieważ drzemiące
za drzwiami demony nie pozwolą zapomnieć o tym czego doświadczył
Konrad Małecki. Książką od początku do końca przykuwa naszą
uwagę, wdziera się szponami w każdy zakamarek ludzkiego umysłu.
Piotr Borlik należy do grupy tych pisarzy, których debiuty
zaskakują, ujmują dojrzałością – aż strach się bać, gdy
autor, niczym okładkowa sowa rozwinie swoje skrzydła i oplecie
swoich czytelników uczuciem grozy, spod której nie będzie już
ucieczki. Myślę, że miłośnicy krwawych horrorów znajdą w
„Teatrze Lalek”, swoje miejsce, a Piotr Borlik dzięki temu
debiutowi już na stałe zasiądzie w loży cenionych pisarzy tego
gatunku.
piątek, 26 stycznia 2018
wtorek, 23 stycznia 2018
Spodziewaj się niespodziewanego, czyli POWTÓRKA debiutu.
Czy
można debiutować dwukrotnie? Otóż tak. Na polskim rynku
wydawniczym Marcel Woźniak dał się poznać biografią - „Biografia
Leopolda Tyrmanda. Moja śmierć będzie taka jak moje życie”.
Natomiast „Powtórka”, to tak naprawdę druga książka autora,
będąca zarazem prozatorskim debiutem w świecie powieści
kryminalnej. Czytając tę książkę niejednokrotnie zastanawiałem
się – czy można debiutować w tak świetnym stylu. Marcel Woźniak
pokazał, że można, pytanie czy można czymś więcej zaskoczyć,
bowiem tą książką wzniósł się na wyżyny. Autor intryguje
od pierwszych stron dając czytelnikowi do zrozumienia,
że „wydarzenia przedstawione w książce mają charakter fikcyjny.
I nie mają go jednocześnie”. Inteligentnie spleciona kryminalna
fabuła opisująca cztery dni z życia Torunia, a przede wszystkim
świeżo emerytowanego Leona Brodzkiego, nie pozwalają zasnąć
trzymając w napięciu niczym najlepsza hollywoodzka produkcja.
Detektyw z sekcji kryminalnej ma nie lada orzech do zgryzienia,
bowiem musi stawić czoła demonom z przeszłości i stanąć oko w
oko w konfrontacji ze złem, które jest wynikiem błędów sprzed
lat. Marcel Woźniak żongluje emocjami, gdzie możemy poczuć gniew,
podryw adrenaliny a nawet smutek i żal za losy bohaterów.
Autor umiejętnie dawkuje emocje, których amplituda wznosi się na
wyżyny nie pozwalając opaść ani na chwilę, a ekscytacja sięga
zenitu każąc nam spodziewać się niespodziewanego. W powieści
Marcela Woźniaka czuć powiew świeżości, pomysłu na coś nowego
w polskim kryminale, coś co zapewne nie jest tylko Mgnieniem chwili,
ale prowadzić nas będzie w Otchłań, której będziemy chcieli
nieprzerwanie doświadczać – powtarzać niczym mantrę. Sam autor
przyznaje, że natchnieniem do jego twórczości są dzieła Leopolda
Tyrmanda. W „Powtórce”, kilkakrotnie nawiązuje do pierwszej
książki kryminalnej napisanej w powojennej Polsce.
To właśnie książka Pana Woźniaka skusiła mnie do nabycia
kryminału „Zły”. Czy moja decyzja była zła? – myślę, że
opierając się na słowie Pana Marcela lektura „Złego”, będzie
dobrą decyzją. Słowa uznania należą się autorowi również za
stworzenie barwnych postaci – nie ma tu tylko dobrego,
nieskazitelnego policjanta. Na życiorysie Leona Brodzkiego widnieje
wiele rys, zadr, jednak mimo to budzi on we mnie pozytywne odczucia.
Wszystkie postacie są barwne i pomimo wielu różnic każdej z nich,
czytelnik może darzyć je jednakową sympatią. W „Powtórce”,
ujął mnie również język, soczyste męskie słownictwo, które
dodaje autentyczności. Książka Marcela Woźniaka jest jedną z
tych, które świetnie, rewelacyjnie się czyta, natomiast ciężko
się recenzuje, bowiem wyrażenie swojej opinii na jej temat w tak
krótkich słowach wymaga nie lada umiejętności, gdyż każda z
czterystu pięćdziesięciu dziewięciu stron zasługuje na uznanie,
a niezmiernie trudno jest przytoczyć ich siłę rażenia na jednej.
Na koniec mogę dodać, że zazdroszczę Toruniowi tak zdolnych
pisarzy jakimi są Marcel Woźniak i Robert Małecki. Dzięki tym
Panom Toruń to Hollywood Polskiego Kryminału. Dlaczego? Myślę, że
ten, kto poznał twórczość tych Panów, wie co mam na myśli!!!
Prawda? Prawda!!!
P.S.
Ciekawe kto jest właścicielem numeru 511 867 571. Próbowaliście
to sprawdzić?!
niedziela, 21 stycznia 2018
Męska rozmowa o terrorystach w … Polsce.
Krzysztof
Pyzia i Jerzy Dziewulski w drugiej książce „Jerzy Dziewulski o
terrorystach w Polsce”, rzucają światło na fakty mrożące krew
w żyłach. Były milicjant i antyterrorysta w szczerej rozmowie z
dziennikarzem dzieli się z nami swoją wiedzą, która jest wynikiem
czterdziestoletniego doświadczenia w walce z zamachowcami. Książka
szokuje, jest czymś w rodzaju terapii szokowej. Dlatego też nie
powinniśmy jej odkładać na półce, a wręcz przeciwnie warto
zapoznać się z jej treścią, bowiem otwiera ona oczy, wyostrza
czujność, by każdego dnia być maksymalnie uważnym. Autorzy tej
publikacji nie chcą nas zastraszać, jednak uświadamiają nam, że
„zamachu terrorystycznego nie da się uniknąć... możemy tylko
ograniczyć straty”, a w obecnych czasach jego forma ma najgorszą
postać, bowiem nie mówimy już o terroryzmie politycznym, gdzie
zamachowiec walczy o idee polityczne, chce zdobyć określone
terytorium. Jak przyznaje Pan Jerzy, obecny terroryzm ma podłoże
religijne – a jest to najgorsza z najgorszych sytuacji, gdzie
zamachowiec nie negocjuje, gdyż obłąkany fanatyzmem jest gotów
zginąć w imię „Allah Abrah”. Rozmówca Pana Krzysztofa dzieli
się z nami nie tylko wiedzą na temat relacji polskich elit
politycznych z „topowymi” terrorystami lat osiemdziesiątych, ale
również przekazuje wiedzę jak walczyć z aktami terroryzmu -
trzeba się wcielić w rolę terrorysty, poznać jego techniki, cele,
styl życia. Panowie od pierwszej strony w mocnym męskim języku
podejmują istotę tematu. Szok, niedowierzanie, przecieranie oczu,
to wszystko towarzyszyło mi podczas czytania tej książki. Kto by
pomyślał, że Bin Laden lat osiemdziesiątych, niejaki Abu Nidal
mieszkał w Polsce, a Warszawa i Poznań to największe skupisko
światowych terrorystów. Ówczesne władze w imię spokoju
zastosowały ochronny parasol wobec zamachowców, tworząc im azyl.
Abu Daouda, palestyński ekstremista przez lata znalazł schronienie
bawiąc na warszawskich salonach. Jerzy Dziewulski dzieli się z nami
informacją na temat polskiego wywiadu, który współpracował z
Szakalem – Ramirezem Sanchezem, który odpowiedzialny był za
zorganizowanie wybuchu w siedzibie Radia Wolna Europa. Polskie władze
dozbrajały również siatki terrorystyczne. W książce znajdziemy
nie tylko fakty, które jeżą włos na głowie, ale zapoznajemy się
z bogatą biografią Jerzego Dziewulskiego. Pan Jerzy zawsze był dla
mnie człowiekiem, którego ceniłem, a wystąpienia w programach
telewizyjnych były zawsze uznawane jako wypowiedzi fachowca w
podejmowanej dziedzinie. I to za sprawą Krzysztofa Pyzi, który jak
zwykle z pełnym profesjonalizmem przeprowadził rozmowę moje zdanie
na temat Dziewulskiego nie zostało zachwiane,
a potwierdziło, że Pan Jerzy jest fachowcem w swojej
dziedzinie. Doświadczenie jakie posiada może być dla nas cenną
wartością. A dodatkową wartością książki są zdjęcia, które
jasno dowodzą informacjom jakimi dzieli się z nami Jerzy
Dziewulski. Obok wspomnianych fotografii zawarte są również
ciekawe informacje, ze świata polskiego show-bussinesu. Poznajemy
fakty związane z katastrofą samolotu na
pokładzie, którego zginęła Anna Jantar, a także dowiadujemy się
o szczegółach porwania statku M/s Achill
Lauro, którym płynęła Małgorzata Potocka oraz Wojciech
Gąsowski. Książka niczym idealnie skonstruowana bomba,
naszpikowana jest sensacyjnymi informacjami, po których nic nie jest
już takie samo jak kiedyś. Muszę przyznać, że recenzja tej
książki nie oddaje w pełni wartości tego co przekazują nam jej
autorzy, bowiem chcąc w pełni przedstawić walory tej publikacji
musiałbym ją całą zacytować, dlatego warto udać się
do najbliższej księgarni. A ja korzystając z okazji serdecznie
dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka oraz Panom - Krzysztofowi
Pyzi i Jerzemu Dziewulskiemu za świetną książkę wraz z
dedykacją.
wtorek, 16 stycznia 2018
Słoneczne Odcienie Jesieni.
Z
czym kojarzy się Wam Jesień? Mnie od kilku dni z Magdaleną
Majcher, a dokładniej z pierwszą częścią powieści „Wszystkie
Pory Uczuć. Jesień”. Co więcej dzięki tej książce, ta pora
roku nabiera dodatkowych kolorytów, tworząc wyjątkowy klimat,
który można znaleźć między wersami zawartymi w tej wyjątkowej
książce. Pani Magdalena bez wątpienia tworzy świetne historie,
będące stricte literaturą kobiecą. Jednak bez chwili
zastanowienia polecam tę powieść nie tylko płci pięknej, lecz
adresuję ją również mężczyznom, by wiedzieli jakich błędów
nie popełniać w relacjach, związkach z kobietami. Dzięki tej
książce każdy z mężczyzn może łatwiej zrozumieć kobiety i co
bardzo ważne, może uniknąć popełniania błędów, których nie
unikał Andrzej - mąż głównej bohaterki Hani. Magdalena Majcher
przykuwa uwagę czytelnika filozofią życia, której przyświeca
myśl „nie żałuj tego co minęło, dostrzegaj te dobre,a nie złe
strony”. Autorka zdaje się przez to powiedzieć nam, byśmy
każdego dnia wyciskali z życia, to co najlepsze. Pierwsza część
cyklu powieści poruszających ważne życiowe tematy jest skarbnicą
ważnych wskazówek, które dla każdego z nas mogą stanowić bogatą
naukę. Pani Magdalena niczym z rękawa sypie mądrymi radami. Główna
bohaterką całe swoje dzieciństwo spędziła w domu dziecka –
zapomniana przez własną matkę samodzielnie stawiała kroki w
dorosłe życie. Najbliższym wsparciem była dla niej przyjaciółka
Joanna oraz Monika, której losy życiowe nie poskąpiły
przeciwności losu. Jedynie Pani Róża – dyrektorka domu dziecka,
była dla Hani jak i pozostałych dzieci ostoją w smutkach i
pokrzepieniem na trudny czas. Książka dotyka bardzo ważnego tematu
jakim jest samotność opuszczonych dzieci. Autorka uświadamia
czytelnikowi, że dzieci z tak zwanego bidula może rzeczywiście nie
umieją okazywać wdzięczności no bo i skąd mieli czerpać wzorce,
ale mimo wszystko każde z nich czuje tę wdzięczność, nie potrafi
jedynie tego wyrazić. Magdalena Majcher w książce „Wszystkie
Pory Uczuć. Jesień”, wywołała we mnie wewnętrzny dialog,
wzbudziła zastanowienie się nad kwestią, w której Hania poradziła
sobie, choć była ona dla niej niełatwą decyzją. Główna
bohaterka dzięki pomocy Renaty odnalazła swoją biologiczną matkę.
Czy jednak potrafiła jej wybaczyć i zechciała przyjąć ją do
swojego bezpiecznego świata? To zapewne ciężka decyzja dla
każdego, kto w rzeczywistym świecie boryka się z tym trudnym
problemem. Czy każdy z nas znajdując się na miejscu Hani pomógłby
swoim rodzicom, skoro przed laty zostawili nas samych w domu dziecka
i nie martwili się o nasz los? To pytanie pozostawiam bez
odpowiedzi, bowiem odpowiedź na ten dylemat zawarta jest w pierwszej
z czterech części. Autorka podejmuje nie tylko temat opuszczonych
dzieci. W książce tej poznajemy wiele ważnych życiowych wątków,
jak choćby problemy, z którymi boryka się współczesna młodzież,
czy też dzięki historii Joanny autorka uświadamia nas, że po
nieszczęśliwej miłości można odzyskać harmonię i upragnione
szczęście. Z kolei doświadczenie Andrzeja, uświadamia nam, że
warto doceniać tu i teraz to co się ma, gdyż można to stracić, a
wówczas może być za późno na to by móc to docenić. Książka
mając w podtytule Jesień – porę roku kojarzącą się z
deszczem, chłodem – otula nas swoim ciepłem, nadzieją na lepsze
jutro. A już jutro właśnie – 17 stycznia 2018 roku do polskich
księgarń trafia druga część wciągającej powieści Magdaleny
Majcher „Wszystkie Pory Uczuć. Zima”.
czwartek, 11 stycznia 2018
Kim Jest Wampir?
Kim
jest Wampir? Czy człowiekiem-bestią mordercą kobiet, czy może
jednak ofiarą, której ówczesne władze potrzebowały dla sukcesu
propagandy, czy też odwetem za gwałt na bratanicy Edwarda Gierka.
Przemysław Semczuk w książce „Wampir z Zagłębia”, krok po
kroku analizuje historię najtrudniejszego śledztwa PRL, które
przez siedem lat stawiało na nogi najwyższe organa władzy, a
społeczeństwo żyło w poczuciu lęku i bezradności. Czy skazanie
wampira na karę śmierci, którą wykonano w lipcu 1975 roku dało
poczucie bezpieczeństwa i sprawiedliwości. Na to pytanie nie ma
jednoznacznej odpowiedzi, bowiem niebawem atakuje Frankenstein, który
po części fascynował się procesem Zdzisława Marchwickiego
okrzykniętego Wampirem z Zagłębia. Przemysław Semczuk rzetelnie
ilustruje czytelnikowi nie tylko obraz samego Marchwickiego
okrzykniętego mianem Wampira, ale ukazuje całe tło wokół
skazanego. Książka nie daje jednoznacznej odpowiedzi na pytanie –
kim jest Wampir?, czy jest nim skazany? Jednak autor ukazuje również
fakty, które pozwalają poddawać w wątpliwość wyrok wymiaru
sprawiedliwości. Autor nie krytykuje, nie ocenia pracy śledczych,
jednak wiarygodnie przedstawia fakty takimi jakie są, tak by każdy
czytający mógł wykrystalizować swoją własną opinię. Pan
Przemysław nie narzuca toku rozumowania odbiorcy książki, nie
podaje na tacy, ale daje do myślenia każdemu z nas – czy aby
właściwa osoba zawisła na stryczku. Zdzisław Marchwicki nie musi
koniecznie być wampirem, a może został ofiarą wampira – presji
politycznej i społecznego zapotrzebowania na schwytanie przestępcy.
Wokół tej sprawy jest wiele znaków zapytania, które niczym
wykrzyknik domagają się sprawiedliwości. Autor książki pokazuje
nam również, że cały proces schwytania i sądzenia był
mistyfikacją, a dowody przedstawiane w czasie procesu były
manipulowane. Dosyć często wśród samych milicjantów dochodziło
do głosów przeciwnych, jednak i oni byli odsuwani od sprawy. Jak
już wspomniałem Przemysław Semczuk nie ocenia, nie wyrokuje o
słuszności wymierzonej kary, a obiektywnie przedstawia fakty, w
której to my czytelnicy możemy wyrobić sobie opinię na temat
kryminalnej karty czasów PRL. Książka „Wampir z Zagłębia”,
to kolejna bogata publikacja Przemysława Semczuka, która po raz
wtóry jest wyrazem rzetelnej, pieczołowitej pracy dziennikarskiej,
w której czuć ogrom włożonego serca autora. Trzymając w ręku tę
książkę, możemy mieć pewność, że jesteśmy w posiadaniu
interesującej wiedzy, która nie daje jednoznacznych odpowiedzi na
nurtujące nas pytania, lecz jest ona kopalnią faktów i wydarzeń
bogato ilustrujących najtrudniejsze śledztwo w historii polskich
organów ścigania, które elektryzowało całą Polskę.
środa, 3 stycznia 2018
Dwóch ludzi w jednym ciele.
Przemysław
Semczuk to klasa sama w sobie. Z twórczością tego autora po raz pierwszy
spotkałem się czytając książkę „Maluch. Biografia”. Następna książka z całkiem
innej bajki „Wampir z Zagłębia”, spowodowała, że nazwisko Semczuk już na stałe
wpisało się w
czołówkę najbardziej szanowanych i docenianych przeze mnie autorów. Gdy na
polskim rynku wydawniczym pojawiła się książką o bliźniaczej tematyce –
pomyślałem, czy się przyjmie, czy czytelnik po raz wtóry będzie chciał poznawać
historię kolejnego seryjnego mordercy kobiet. Dzięki książce „Kryptonim
Frankenstein”, okazało się, że Pan Przemysław nie tylko jest genialnym
pisarzem, ale udowodnił, że swoją wnikliwą pracą dokumentalisty potrafi obronić
kolejny napisany przez siebie tytuł. Dlatego też nie mogło być inaczej, bym nie
nabył trzech wcześniejszych książek, które wyszły spod pióra Przemysława
Semczuka. O niektóre z tych tytułów,
było trudno. To w sumie nie dziwi, bowiem każdy wytrawny czytelnik powinien
zapoznać się z tą literaturą, każdy koneser dobrej książki powinien na swych półkach posiadać
dorobek pisarski z najwyższej półki. Konikiem pisarskim tego autora jest
historia Polski okresu komunistycznego, a Jego pasją odkrywanie największych
tajemnic w dziejach polskiej kryminalistyki. „Zatajone Katastrofy PRL”, „Czarna
Wołga. Kryminalna Historia PRL” oraz „Magiczne Dwudziestolecie”, to kolejne
trzy tytuły, które dopełniają moją biblioteczkę oznaczoną S jak Semczuk. A z
tego co mi wiadomo, to nie koniec, bowiem Pan Przemysław kończy prace nad
kolejną książką... .
Zatem
nie pozostaje nam nic innego jak otworzyć pierwsze strony najnowszej książki
„Kryptonim Frankenstein”, książki, która jak żadna inna wzbudziła we mnie
tyle emocji – targała nimi niczym najsilniejsze tornado, gdyż opisane są w niej
prawdziwe wydarzenia rozgrywające się w miejscach, które znam z dzieciństwa,
gdzie dorastałem. Jedna z opisanych zbrodni miała miejsce w wieżowcu, w którym
jako mały chłopak wraz z rówieśnikami bawiliśmy się w wyścigi windami albo,
gdzie obok w piaskownicy bawiłem się w tak zwanego „noża”.
Od
pierwszych stron „Kryptonim Frankenstein” powracamy do historii sprzed lat,
której świadkiem był Joachim Knychała – cieśla z kopalni Radzionków. Nazywany
przez babkę „polskim bękartem”, brał nawet udział w rozprawie sądowej Zdzisława
Marchwickiego. Czy zatem „Wampir z Zagłębia”, był motorem, inspiracją dla
Knychały? Czy może jednak to więzienie zmieniło Joachima, do którego trafił za gwałt zbiorowy,
którego jednak nie dokonał? Czy jednak nienawiść do kobiet jaką wykazywał była
pochodną traumatycznych przeżyć serwowanych przez babkę i matkę młodego wówczas
chłopaka? Myślę, że odpowiedź nie jest jednoznaczna, że wszystko co po drodze
„zbierał”, doświadczał Frankenstein jest wykładnią jego morderczych zachowań.
Czy to jednak jest usprawiedliwieniem? Warto zapoznać się z zbeletryzowaną
historią Knychały, opartą na wnikliwej i pieczołowitej pracy dokumentalisty.
Życie
pisze różne scenariusze, a scenariusz tej książki to samo życie. „Muszą mnie
powiesić, bo jak stąd wyjdę, to znowu to zrobię” - takimi słowami Knychała sam
dla siebie domagał się kary śmierci za czyny, które popełnił. Podczas rozprawy
wykluczono u niego chorobę psychiczną, uznano, że podczas dokonywania zbrodni
był świadomy swoich czynów. Zachowanie mordercy przed dokonaniem zbrodni
dyktowane było chęcią zagłuszenia krzyków z przeszłości, wrzasków, którymi
nadawcami były kobiety jego życia. Dlatego też to kobiety stawały się jego
ofiarami, bowiem wyrządzając im krzywdy próbował zdusić demony, które w niego
wstępowały. Joachim Knychała w dorosłym życiu wiódł spokojne życie – pracował w
kopalni jako cieśla, był przykładnym mężem oraz ojcem dwójki dzieci. Jednak
impuls wywołany alkoholem oraz traumatycznymi wspomnieniami budził w nim
demoniczne postawy, niszcząc życie jego, jego rodziny oraz rodzin jego ofiar.
Czy zatem tylko morderca jest winien – czy może jednak babka i matka, które w
pierwszym etapie socjalizacji zgwałciły u młodego Achima wszelkie postawy
człowieczeństwa? Być może tych zbrodni można by uniknąć. Sam Knychała w
rozmowach podkreślał, że „było dwóch ludzi w jednym ciele”, - a podczas wywiadu, który
Przemysław Semczuk przytacza w książce, Joachim, Teresie Kabat jak na spowiedzi
przyznaje: „Tak, był jeden Joachim, dobry ojciec i mąż, dobry kolega, chętnie
wszystkim pomagający, i drugi Joachim – zbrodniarz. Można nie wierzyć, ale w każdym człowieku tkwi
zło i dobro. W moim przypadku zostałem zdominowany przez zło”. Na koniec dodaje
„Nie mam zamiaru, jak to jest powszechnie praktykowane, prosić Sąd o łaskę.
Poproszę o karę śmierci”. Podczas przesłuchania na milicji, Knychała dziękował
również za schwytanie, gdyż było ono kresem jego cierpienia i mógł zrzucić z
siebie brzemię męki. Historia opisana w książce to tragedia i ofiar(y) i kata –
to historia, którą warto poznać, która sygnowana jest piórem „Semczuk”, co
gwarantuje bardzo dobrą literaturę opartą na wnikliwej, rzetelnej pracy
profesjonalisty. Historia sprzed lat przeplatana jest z dygresjami z
teraźniejszości, opisującymi to w jaki sposób autor doszukiwał się prawdy o
tamtych czasach. Kunszt pracy pisarza widać na każdej stronie, gdzie nie tylko
poznajemy zbrodniarza, ale autor książki niczym wytrawny malarz maluje przed
nami obraz robotniczego Śląska w latach PRL. Dodatkowo z kartograficzną
dokładnością ilustruje mapę komunikacji
miejskiej śląskiej aglomeracji. Autor nie przeszedł obojętnie nawet wobec
takiego wątku, bowiem sprawa Knychały przybrała również pseudonim
„Szóstka”. A
dlaczego? Zapraszam do lektury książki – to właśnie w niej znajdziecie
odpowiedź nie tylko na to pytanie, ale poznacie historię życia „dwóch ludzi w
jednym ciele”.
Subskrybuj:
Posty (Atom)